Strata
Zgubiliśmy solidarność. Te dwa słowa, wypowiedziane podczas II Kongresu „Zmiana Edukacji” (więcej TUTAJ) przez Kubę Wygnańskiego z Fundacji Stocznia mocno mnie poruszyły, nie tylko w kontekście edukacji. Straciliśmy solidarność wobec drugiego człowieka – medyka, nauczyciela, uchodźcy… Wierzymy medialnym komunikatom, politykom żyjącym w wygodnej wieży władzy, zamiast uwierzyć ludziom, którzy żyją obok nas. Daliśmy się podzielić na antagonistyczne stada i wytresować. Skaczemy sobie do oczu, chociaż nic nie wiemy o realiach życia „tych drugich”. Składamy ofiary z dzieci, naszych i obcych, w imię „mamracjów” i „wiemlepiejców”. Straciliśmy społeczeństwo obywatelskie.
Czekając na Godota
Media obiegła nowina. WOW! Edyta Pazura napisała „mocno” o systemie edukacji. Przeczytałam. Cytuję:
„Wczoraj padł FB i Instagram, a ja czekam aż padnie to…
Nasz system edukacji w którym są sfrustrowane dzieci, sflustrowani nauczyciele i jeszcze bardziej sflustrowani rodzice. Tragedia zbliża się wielkimi krokami, brakuje już psychologów, a niektórzy rodzice zamiast wspierać dziecko w ciężkich chwilach, na oceny poniżej 4 reagują histerią i wzywają nadzwyczajny, rodzinny szczyt G8, aby udzielić dziecku korepetycji. A prawda jest taka, że jeżeli pół klasy dostaje 1 to oznacza, że rolą nauczyciela jest nadrobić z dzieciakami materiał. Problem polega na tym, że nauczyciele mają związane ręce, bo muszą pędzić z materiałem szybciej niż Struś Pędziwiatr i Kojot w jednym. Z materiałem, który w dużej mierze mógłby być przerabiany w klasach profilowanych, a nie 4,5,6 czy 7 podstawówki. Kolejni ministrowie , którzy nie widzą jak topi się góra lodowa i nadal zajmują się cnotami niewieścimi, odbieraniem funduszy na telefon zaufania i innymi „pierdoletami”
Ciekawa jestem ile przed nami tragedii, aby w końcu ktoś się obudził. I żeby była jasność tutaj nie ma tych lepszych i gorszych. Tutaj nie ma tych co są w lepszej sytuacji czy w gorszej….To zamknięte koło: dziecko, rodzic, nauczyciele. Wszystkie te trzy podmioty są wierzchołkami trójkąta w środku którego znajduje się jeden, wielki bajzel.”
Niby prawda. Niby fajnie, że celebrytka zwraca uwagę na problem. Niby. Wpis ten jest dla mnie doskonałą ilustracją braku solidarności społecznej. Wciąż „czekamy” aż „ktoś” się zajmie tym „bajzlem” i wiemy najlepiej, co jest „rolą nauczyciela”. Owszem, pani Edyta dostrzega problem przeładowanej podstawy programowej, ale już nie widzi rodziców stających okoniem wobec innowacji pedagogicznych, które sprzyjają zwolnieniu w pędzie. Nie dostrzega skarg słanych przy najmniejszym nieporozumieniu do kuratoriów. Tego, że nauczyciel nie może (przepraszam za dosadność) pierdnąć bez notatki służbowej, bo… Oj, jeszcze się komuś nie spodoba i będzie dym. I nikt nie zbada sprawy. Nieważne, że skarga jest jednostkowa. Nie ma znaczenia, czy nauczyciel jest partaczem czy fachowcem w swoim zawodzie. Nie ma się do kogo odwołać. Nauczyciel jest SAM wobec biurokratycznej machiny. Liczy się papier, nie człowiek.
A my, SPOŁECZEŃSTWO, wciąż czekamy. Na cud. Na Mesjasza, który zstąpi z wysokości i gromem sprawiedliwości ukaże tych „na górze”, którzy nam ten system zgotowali. No to sobie poczekamy…
Paraliż
Dziś poczytałam sobie komentarze pod postem na temat planowanych „podwyżek” dla nauczycieli. Tak… A więc: pracuję 18 godzin, mam 2 miesiące wakacji, jeżdżę za darmo na wycieczki z dziećmi, mam mniejsza odpowiedzialność niż pani w banku, zarabiam 6 tysięcy i… jak mi się nie podoba mogę zmienić pracę. Never ending story.
Z drugiej strony – mam lexCzarnek oraz kary dyscyplinarne za „uchybienia godności zawodu nauczyciela lub swoim podstawowym obowiązkom”, do których należy m.in. „kształcenie i wychowywanie młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka” oraz „dbanie o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów”. Spróbujcie w imię tych „podstawowych obowiązków” przeprowadzić rzetelną lekcje o sytuacji na granicy polsko – białoruskiej lub o Konstytucji. Znajdzie się odważny? Wystarczy jeden donos do kuratorium i odpowiednia interpretacja zapisu, by wylecieć z pracy lub zostać wydalonym z zawodu. Czy mogę się odwołać? Sąd? Związki Zawodowe? Nie oszukujmy się…
Dorzućmy do tego doświadczenia strajku nauczycieli, obrzydliwą propagandę tych, którzy powinni stać po stronie edukacji, zakleszczenie między podstawą programową a egzaminami, lockdown (sukces Ministerstwa, nie nauczycieli). Tak, jako społeczeństwo, pokazaliśmy nauczycielom, gdzie ich miejsce. Większość, z pedagogów żyje w przekonaniu, że cokolwiek zrobi nie będzie to miało znaczenia dla zmiany sytuacji. Książkowy przykład wyuczonej bezradności. Przejawia się ona brakiem chęci i motywacji do dalszego działania, brakiem wiary, że w wyniku własnych zachowań można odnieść sukces. Osoby doświadczające wyuczonej bezradności żyją w lęku, doświadczają stanów znacznie obniżonego nastroju, zmęczenia, apatii i depresji. Dopada je niska samoocena, słaba koncentracja uwagi, słabe poznawcze możliwości spostrzegania sukcesu oraz swoich zasobów, brak umiejętności szukania alternatywnych rozwiązań. I takiemu nauczycielowi oddajemy nasze dzieci. Smutnemu, sfrustrowanemu, biernemu. My, społeczeństwo.
Efekt chochoła
I tak sobie drepczemy w tym zaklętym kręgu. System jest zły, nauczyciele są rozwydrzeni i należy im dokopać. A my, społeczeństwo, posiedzimy sobie z boku i poczekamy, aż ktoś za nas posprząta ten bałagan. No to spójrzmy prawdzie w oczy. Nie posprząta. Bo nikomu tam, „na górze” nie zależy na edukacji. Wystarczy przejrzeć Twittera pana Ministra. Nie ma tam ani jednego spotkania, ani jednego zdjęcia z miejsc, gdzie naprawdę toczy się dyskusja o edukacji. Nie ma spotkań z nauczycielami, którzy są elita edukacji w Polsce. Pan Minister lansuje się na tle flag, podczas konferencji prasowych i oficjalnych akademii. W swoim resorcie nie widzi żadnych problemów. Wszystko działa tak, jak zaplanowała sobie partia. Jest idealnie. „Porażek nie widzę żadnych. Realizuję wszystkie punkty, które założyłem sobie zaraz na początku urzędowania i które przedstawiłem kierownictwu mojego ugrupowania, przede wszystkim panu premierowi. Punkt po punkcie wszystkie punkty są realizowane. Nie ma ani jednego punktu, który nie byłby zrealizowany albo nie byłby w fazie realizacji” (cytat z konferencji ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka 05.10.2021).
Na wspomnianym wyżej II Kongresie „Zmiana Edukacji” (nie łudźcie się, nikt z „góry” się nie pofatygował, bo mogłoby się jeszcze okazać, że świat nie jest jedną wielka idyllą) można było wysłuchać doskonałej rozmowy Jana Wróbla z Łukaszem Korzeniowskim prezesem Stowarzyszenia Umarłych Statutów. Padło tam jedno, niezwykle ważne stwierdzenie – mamy w Polsce bardzo dobre prawo oświatowe. Więc dlaczego tkwimy w chorym systemie i nie zmieniamy go? Odpowiedź jest prosta – wciąż czekamy, aż ktoś to zrobi za nas. Nie traktujemy edukacji jako naszej wspólnej sprawy. W ogóle niczego tak nie traktujemy – służby zdrowia, wolności mediów, prawa. Zgubiliśmy solidarność. Nie rozmawiamy ze sobą. Nie chcemy poznać prawdy o realiach pracy tych drugich. Godzimy się na to, że jest źle. I tańcujemy w chocholim tańcu, rodem z Wyspiańskiego.
Węzeł gordyjski
Jest takie zdanie Deanny Beisser: Nauczyciel … to jedna z najbardziej wyjątkowych postaci na całym świecie, bo któż inny mógłby każdego dnia ofiarowywać to, co w nim najlepszego, cudzym dzieciom? Jeśli my, społeczeństwo, nie uwierzymy w te słowa i nie odnajdziemy solidarności – nie uda się przeciąć węzła gordyjskiego systemu edukacji. My wszyscy musimy dać nauczycielom poczucie, że maja na coś wpływ. Pokazać, że nie są sami na polu walki zakleszczeni między władzami oświatowymi, egzaminami, podstawą programową, dyrektorem, rodzicami, a zdrowym rozsądkiem. Nie wszyscy są doskonali. Tak, jeszcze dużo trzeba zrobić na polu „mentalność”, ale przyzwyczajeń ludzi nie zmieni się tocząc z nimi walkę na każdym kroku. Pracuję w tym zawodzie ponad 20 lat i powiem wam jedno. Przez ten czas spotkałam dwoje ludzi, którym nie zależało na uczniach. Oboje już dawno nie pracują w zawodzie. Nawet największy nauczycielski „beton” wykonuje swoją pracę w dobrej wierze, starając się dać swoim uczniom to, co ma w sobie najlepszego. Troszczy się o ucznia, tak jak umie najlepiej. Tak, czasem nieporadnie. Czasem przemocowo. Czy my, społeczeństwo, dajemy jednak nauczycielom wsparcie, by mogli poczuć, że to co robią ma sens? Czy poza „dniem nauczyciela” potrafimy docenić ich zaangażowanie, pracę, doświadczenie? Zrozumieć, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na ich barkach? Zobaczyć nie profesję czy misję, ale człowieka, który ma rodzinę, rachunki i prawo do godnego życia?. Czy widzimy, że jesteśmy elementem tej samej układanki i tak naprawdę wszystkim nam zależy na tym samym – mądrym, refleksyjnym i szczęśliwym kolejnym pokoleniu? Niestety nie. Dlatego jedynym sposobem na przecięcie tego węzła gordyjskiego jest zacząć od siebie, zmienić swoją mentalność i przestać czekać, aż ktoś zmieni coś za nas.