Znacie to? Spędzacie długie godziny na przygotowaniu zajęć, układacie je w sensowną całość, później prowadzicie wzorcową lekcję, tłumaczycie terminy, zwracacie uwagę na najważniejsze zagadnienia, w końcu bierzecie do ręki zeszyt swojego ucznia, a tam…groch z kapustą. Albo inna sytuacja. Zbieracie zeszyty, aby je sprawdzić i…spędzacie długie godziny na weryfikowaniu, czy notatki są kompletne, czy Jaś uzupełnił zeszyt po nieobecności, czy Marysia ma wszystkie prace domowe. Koszmar.
Zawsze wychodziłam z założenia, że zeszyt jest dla ucznia i to on decyduje co i jak notuje. Nie sprawdzałam zeszytów, nie ingerowałam w ich estetykę ani kompletność. Miało to swoje plusy – uczniowie eksperymentowali z rodzajami notatek, uczyli się odpowiedzialności za uzupełnianie zapisów, traktowali zeszyt „roboczo” – nie bali się w nim skreślać ani poprawiać błędów. I sprawdzało się to w tzw. dobrych klasach.
Moje podejście do notatek z lekcji zmieniło się wraz z darmowymi podręcznikami. Nagle okazało się, że dobrze prowadzone zeszyty są ważne, bo uczniowie mają z czego powtarzać materiał. Ponadto w tym roku dostałam w spadku po koleżance dość trudną klasę – nieprzyzwyczajoną do wysiłku, wagarującą, uczącą się „z doskoku”. I zaczął się horror. Uczniowie zupełnie nie potrafili prowadzić notatek. Zapisy z lekcji były wyrywkowe, a w zeszytach znajdowało się tylko to, co zostało podyktowane lub napisane na tablicy. Żeby tego było mało, uczniowie zupełnie nie potrafili się poruszać po własnych notatkach. Znalezienie definicji sprzed tygodnia zajmowało mnóstwo czasu, odszukanie kart pracy graniczyło z cudem, nie mówiąc już o tym, że właściciele zeszytów nie mieli bladego pojęcia, co się w ich zapisach znajduje. Po pół roku walki z wiatrakami, wprowadziłam zmiany – zaproponowałam uczniom system notowania oparty na metodzie bullet journal.
Bullet Journal został wymyślony przez Rydera Carrolla, projektanta mieszkającego w Nowym Jorku. Jest to analogowy system notowania, wykorzystujący zeszyt, długopis i ujednolicony system oznaczeń. BuJo służy upamiętnianiu przeszłości, porządkowaniu teraźniejszości i planowaniu przyszłości. Istnieje cała subkultura BuJo. Dla wielu osób bullet journal to nie tylko notes, ale także pamiętnik, album na kolekcje czy też miejsce na twórczość plastyczną. Niektóre BuJo to prawdziwe dzieła sztuki, a ich właściciele tworzą w internecie społeczności, w których wymieniają się doświadczeniami, publikują zdjęcia swoich notesów, chwalą się rozwiązaniami.
Na pierwszą lekcję w 2.semestrze poleciłam uczniom przynieść czyste, grube zeszyty w kratkę, z ponumerowanymi stronami. Następnie w skrócie przedstawiłam im koncepcję BuJo i zachęciłam do poszukania w internecie informacji o tym systemie notowania. Każdy też mógł wykonać samodzielnie stronę tytułową i ozdobić ją wg swoich upodobań. Warunkiem było tylko to, że na stronie tytułowej miały się znaleźć dwie informacje – nazwa przedmiotu oraz imię i nazwisko ucznia.
Kolejnym krokiem było wprowadzenie oznaczeń i kolorystyki. Tu z pomocą przyszły symbole myślenia wizualnego. Ustaliliśmy, ze terminy oznaczać będziemy czerwonym wykrzyknikiem, przykłady – żółta żarówką, nowe słowa – symbolem fioletowej książki, a prace domowe – pomarańczowym domkiem.
Następnie przygotowaliśmy kalendarz. Policzyliśmy tygodnie do końca roku i uczniowie wykonali tyle tabel, ile tygodni nauki. Na każdy dzień przeznaczyliśmy ok. 1/5 strony.
W kalendarzu pod konkretną datą wpisujemy temat zajęć, kategorię lekcji np. gramatyka, lektura, analiza wiersza, literatura itp., ważne terminy oraz numer strony w zeszycie, gdzie znajdują się notatki do danego tematu. Jeśli lekcja się nie odbywa, uczniowie wpisują w kalendarz powód, np. wycieczka.
Ustaliliśmy także, że każda nowa notatka zaczyna się na czystej stronie o nieparzystym numerze. Na górze uczniowie wpisują datę oraz temat zajęć. Poniżej zapisujemy wilf (What i’m looking for…= nacobezu), w którym podkreślamy terminy. Do zeszytu dzieciaki wklejają też wszystkie karty pracy, które opisują na wierzchu, żeby było wiadomo, co się w nich znajduje.
Zachęcam uczniów, aby stosowali także ustalone kolory do oznaczania konkretnych rzeczy. Wykorzystujemy różne formy notowania, także notatki wizualne.
Początkowo system BuJo sprawiał uczniom dużo problemów i pochłaniał sporo czasu. Miałam obawy, że trzeba będzie z niego zrezygnować. Teraz jednak dzieciaki doszły do takiej wprawy w zapisywaniu informacji, że nie zajmuje to dużo więcej czasu, niż standardowe podyktowanie tematu.
Po czterech miesiącach pracy BuJoZeszytem dostrzegam wiele plusów tej metody:
- Zdecydowanie poprawiły się jakość i estetyka notatek prowadzonych przez uczniów;
- Coraz rzadziej zdarzają się nieuzupełnione notatki. W zastosowanym przeze mnie systemie po prostu od razu widać braki.
- Uczniowie wprowadzają własne oznaczenia, zakładki i kolorystykę, która ułatwia im poruszanie się między notatkami;
- Łatwiej jest znaleźć konkretne terminy podczas powtórzeń, a karty pracy stały się ważnym elementem notatek z lekcji.
- System notatek bardzo podoba się rodzicom – wyraźnie widać, jakie zagadnienia są poruszane na lekcji, na co trzeba zwrócić uwagę. Ponadto od razu mogą zweryfikować, czy ich dziecko rzeczywiście nadrobiło braki wynikające np. z nieobecności.
Metoda ma także kilka minusów, nad którymi będę dalej pracować. Na pewno trzeba dopracować system oznaczeń i kategorii, a także wymyślić sposób, aby nie zapisywać dwa razy tematu zajęć.
Myślę, że warto też pomyśleć nad tym, jak wykorzystać BuJoZeszyt do planowania przez uczniów nauki. Na pewno w przyszłym roku spróbuję wprowadzić uczniom trackery monitorujące czytanie lektur oraz powtórzenie do egzaminów. Idealny pomysł na BuJoZeszyt jeszcze przede mną.