Temat tabu
Depresja w szkole to temat ważny i głęboko analizowany. Szkolimy się, jak rozpoznawać objawy choroby u uczniów, budujemy procedury, jak postępować w przypadku zagrożenia suicydalnego wśród nieletnich, prowadzimy godziny wychowawcze. Mogłoby się wydawać, że depresja została oswojona. Tymczasem ta podstępna choroba to nadal temat tabu.
Zwłaszcza, jeśli chodzi o depresję dotykającą nauczycieli. A tymczasem zawód pedagoga pojawia się w pierwszej piątce profesji największego ryzyka zachorowań. Nie ma pełnych statystyk, jaki procent nauczycieli leczy się z powodu obniżonego nastroju. Oficjalne dane wskazują na ko 40%. Wiadomo jednak, że liczby te nie obejmują pacjentów gabinetów prywatnych. Nie liczą także tych, którzy cierpią na tzw.depresję maskowaną, czyli taką, która chowa się za innymi dolegliwościami.
Depresja wśród nauczycieli to temat tabu. No bo jak to brzmi, że pani od matematyki leczy się psychiatrycznie, a pan od historii spędził miesiąc w przysłowiowych Tworkach? Nie do pomyślenia jest, żeby pedagog cierpiał na zaburzenia nastroju kojarzone natychmiast z „byciem humorzastym” i nieobliczalnym. Jest zawsze opanowany, cierpliwy i uśmiechnięty. Jest profesjonalistą, który nie miewa zaburzeń pamięci i problemów z koncentracją. Nie miewa sznytów, bo przecież to osoba światła, po studiach, a takie nie robią rzeczy tak głupich i nieodpowiedzialnych! Nie, nauczyciele nie chorują na depresję.
Skąd przychodzi depresja?
Przede wszystkim depresja to nie jest reakcja na jakieś konkretne wydarzenie. Oczywiście, trudne doświadczenie życiowe może zadziałać jak katalizator, ale nigdy nie stanowi przyczyny. Depresja, jest efektem współdziałania kilku różnych czynników. Współczesna psychiatria wyróżnia między innymi:
- czynniki biologiczne (np. czynniki genetyczne, zmiany poziomu neuroprzekaźników w mózgu, stan zdrowia, choroby przewlekłe, uzależnienia),
- czynniki psychologiczne (np. stresujące wydarzenia życiowe i sposoby radzenia sobie z nimi, relacje małżeńskie, rodzinne i relacje z innymi osobami),
- czynniki społeczne i kulturowe (np. sieć wsparcia społecznego, poczucie samotności, sytuacja zawodowa, materialna, mieszkaniowa).
Patrząc na te czynniki, widać, że w zawodzie nauczyciela okoliczności depresjogennych nie brakuje. Każdego dnia pedagodzy zmagają się z coraz mniej realnymi wymaganiami zawodowymi fundowanymi przez kolejne reformy, rozwiązują problemy swoich wychowanków, przeżywają stres związany z relacjami interpersonalnymi panującymi w pokoju nauczycielskim, na zebraniach i podczas spotkań z rodzicami.Na co dzień są pozostawieni z problemami sami sobie. Narażeni są na krytykę, agresję, często stają się ofiarami zakleszczonymi w trójkącie dyrektor – rodzic – kuratorium. Polski system oświaty nie przewiduje procedury ochrony nauczyciela, nie ma instytucji, która wspierałaby pedagoga. Kuratoria, które teoretycznie powinny pomagać szkołom, ograniczają się do kontrolowania i dawania zaleceń.
Do tego dochodzi poczucie, że praca przy tablicy nie ma sensu, jest orką na ugorze, a wkładany w nią wysiłek jest niewspółmierny do efektów, tak tych edukacyjnych, jak i finansowych. Uczucie bezsilności dodatkowo wzmacnia brak realnej możliwości oddziaływania na rzeczywistość szkolną.
Także hałas i nagromadzenie bodźców są sprzymierzeńcami depresji.
Niewinne symptomy
Depresja to cichy zabójca. Nie daje oczywistych objawów, zakłada maski innych dolegliwości i potrafi ukrywać się całymi latami, rujnując nam po cichu zdrowie i wiele innych aspektów życia. Chandra? Kiepski humor? Smutek utrzymujący się tygodniami? No przecież to nie powód, by gnać do lekarza. To na pewno przez pogodę, a i w domu nie jest najlepiej. Chroniczne zmęczenie? Normalne. W tym tygodniu pracowałeś 38 godzin w dwóch szkołach, miałeś dwa zebrania, szkolenie i radę. Aha, i przyszło dużo maili na Librusa, trzeba było przygotować zajęcia i sprawdzić kartkówki. I Jasio potrzebował opinii, a dyrekcja sprawozdania semestralnego. Bezsenność? Zawsze byłeś sową, a teraz jeszcze masz na głowie projekt i koordynację konkursu. A i martwisz się Weroniką, której mama zachorowała na raka. Niepokój? A kto w dzisiejszych czasach jest spokojny? Nie zauważasz, że wpadasz w panikę na myśl, że nie będzie dla ciebie godzin od września. Nie dostrzegasz, że przed każdym zebraniem z rodzicami masz gulę w gardle i spocone ręce. Niechęć do jedzenia? Przecież nie masz czasu na regularne posiłki. A w sumie to dobrze, że stracisz kilka kilogramów. Objadanie się? Zawsze miałeś tendencje do tycia. W wakacje schudniesz. Na pewno.
Wśród objawów depresji można wymienić:
- bóle głowy, pleców, nóg
- nadmierną senność
- zmianę rytmów dobowych (trudności z funkcjonowaniem rano i przypływ energii wieczorem)
- trudność z przebywaniem na otwartych przestrzeniach (agorafobia)
- ograniczenie kontaktów społecznych (np. nieodbieranie telefonów, trudności z załatwianiem spraw w urzędach,z robieniem zakupów)
- kłucie w okolicach serca
- duszności
- unikanie skupisk ludzi (np. dużych sklepów, kin, środków komunikacji miejskiej)
- działania agresywne lub autodestrukcyjne (np. samookaleczenia)
- rezygnacja z aktywności (np. brak zainteresowania swoim hobby, niechęć do jakiejkolwiek aktywności fizycznej)
- spadek libido
- myśli samobójcze
Kiedy szukać pomocy?
Mitem jest, że wyznacznikiem depresji są wyłącznie myśli samobójcze lub wystąpienie wszystkich opisanych wyżej symptomów. Najbardziej popularnym narzędziem do wstępnej diagnozy jest skala depresji Becka. To prosty test, który pozwala określić nasilenie objawów depresyjnych i może być impulsem do skontaktowania się ze specjalistą.
Psychiatrzy często polecają jednak inne, prostsze narzędzie. Zdaniem lekarzy konsultacja jest zalecana, jeśli odpowie się twierdząco na jedno z poniższych pytań:
- Czy w ciągu ostatniego miesiąca odczuwał/odczuwała Pan/Pani zmniejszenie zainteresowań lub osłabienie odczuwania przyjemności?
- Czy w ciągu ostatniego miesiąca czuł/czuła się Pan/Pani smutny/smutna, przygnębiony/przygnębiona, miał/miała poczucie braku nadziei?
Oczywiście, ani test Becka, ani narzędzie dwóch pytań nie przesądzają o wystąpieniu depresji. Chorobę diagnozuje lekarz psychiatra na podstawie badania pacjenta i wywiadu z rodziną.
Przejdzie samo
Nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną. Można z nią żyć latami, podobnie jak z nowotworem i nie zdawać sobie z tego sprawy. Nieleczona powoli odbiera witalność i chęć do życia, pogłębiają się jej objawy, dochodzą nowe. Często też depresja znajduje sobie dodatkowych przyjaciół w postaci różnych postaci autoagresji (samookaleczenia /anoreksja /bulimia)Trudno określić, ile osób umiera rocznie z powodu depresji. Szacuje się, że 25% osób, które nie trafiają na leczenie, skutecznie odbiera sobie życie. To, czy depresja wywoła myśli i czyny samobójcze, jest kwestią bardzo indywidualną i nie można przewidzieć, jak bardzo rozwinie się choroba. Dlatego też konieczne jest podjęcie leczenia, które nie jest bardzo uciążliwe, jednak długotrwałe i wymaga od chorego regularnej współpracy z lekarzem.
Depresja - życie we mgle
Jestem nauczycielem, który choruje na depresję. Mówię o tym głośno i nie zamierzam się wstydzić wizyt u psychiatry. Trafiłam na leczenie w stanie skrajnego wyczerpania – fizycznego, emocjonalnego i psychicznego. Nie jadłam, nie wstawałam z łóżka, nie czułam nic, oprócz rozpaczy i planowałam spotkanie ze stwórcą. Przeszłam leczenie farmakologiczne, dwie psychoterapie i jestem pod stałą opieką lekarza. Od wielu lat nie biorę już leków i potrafię sobie radzić z chorobą innymi sposobami. Nie jest łatwo. Nie mówię, że jestem wyleczona, bo od czasu do czasu depresja daje o sobie znać.Tylko, że teraz już nie daję się zaskoczyć.
* * *
„Znów zsuwam się w głębiny, bezskutecznie próbując wbić pazury w otaczające mnie szkło. Zapadam się wciąż niżej, ciągnięta w dół przez mroczne grzęzawiska Mgieł. Brak sił doskwiera coraz bardziej i coraz wyraźniejsza staje się świadomość zapadania w obojętność doznań. Każda sekunda oblepiona chłodem i rozciągnięta między pasmami Mgieł zdaje się nie mieć końca. Ciąży jak bezkresny, ołowiany łańcuch i ściąga resztki jaźni w bezkresny letarg.
Mgły wciskają się w żyły niczym kurara. Paraliżują wszystkie zmysły, odbierają doznania i hibernują puls emocji. Krajobraz rozmywa się przed oczami, kolory rozmazują się, by w końcu spłynąć i zaschnąć na źrenicach jednostajną szarością. Wszystko przestaje istnieć. W półśnie- nieistnieniu próbuję jak zwierzę schować się przed oplatającą gardło Mgłą. Ale przed nią nie ma ucieczki. Chyba że na zawsze porzuci się DolinęMgieł i świadomie otworzy drogę w WielkąNiewiadomą” (fragment bloga DolinaMgieł).