JAK TY TO ROBISZ?
Zaczyna się lekcja. Uczniowie wchodzą do klasy, ustawiają ławki do pracy w zespołach, siadają i zapada cisza. Nauczyciel podaje temat i cel zajęć, a następnie rozdaje instrukcje pracy – zadania problemowe, które trzeba zbadać i rozwiązać. W sali zaczyna się harmider. W ruch idą teksty lektury, zeszyty i „sklerotki”. Ktoś podchodzi do szafy po słownik, ktoś inny wychodzi na korytarz i wraca z kilkoma książkami z biblioteki. Są tacy, którzy przekopują Internet lub dyskutują. Od czasu do czasu słychać w sali powtarzające się hasła: „włącz mózg”, „zapytaj: po co?”, „to ma swoje konsekwencje”… Nauczyciel siedzi z boku, z kubkiem herbaty w ręku. Od czasu do czasu podchodzi do każdej z grup, ale nic nie mówi. Nie tłumaczy. Przygląda się tylko pracy z bliska, czasem zadaje pytanie i od razu odchodzi. Na 13 minut przed przerwą dzwoni minutnik. W sali zapada cisza. Po chwili grupy zaczynają prezentować wnioski ze swojej pracy. Sprawnie i szybko, jakby ktoś im mierzył czas wypowiedzi. Cała prezentacja trwa 5 minut i jest jeszcze czas na podsumowanie nauczyciela. Ono także zamyka się w 5 minutach. Uczniowie zdążą jeszcze napisać refleksję. Działanie rozpoczyna się. Bez żadnego polecenia. Wiedzą, co mają robić. Dzwoni dzwonek. Uczniowie kończą zadanie i wychodzą z sali. Obserwatorzy zajęć przecierają oczy, jakby właśnie obudzili się z nierealnego snu. Jeszcze trwa cisza, by po chwili wybuchnąć.
– Widzieliście? Nawet X. pracował. Niemożliwe
– Oni naprawdę wykonali zadanie
– A jakie mądre wnioski przedstawili.
– Jak Ty to robisz?
Wiedziałam, że to pytanie padnie, jednak bardzo długo nie znałam na nie odpowiedzi. Przecież ja nic szczególnego nie robię. Prowadzę zwykłe lekcje, realizuję podstawę programową, jak większość nauczycieli korzystam z metod aktywizujących. Nic poza tym. Nie miałam pojęcia, dlaczego to tak działa i to właściwie w każdej klasie, nawet słabej. Do czasu aż odkryłam, kim jestem.
JESTEM CZAROWNICĄ
Czas się publicznie przyznać. Jestem czarownicą. I nie jest to żadna metafora. Ci, którzy mnie znają, nie mają żadnej wątpliwości, że w poprzednim wcieleniu spłonęłam na stosie, najprawdopodobniej gdzieś na terenach dzisiejszych Niemiec. Odkąd pamiętam interesowałam się magią – symboliką, zielarstwem, astrologią, chiromancją i rozmaitymi rytuałami. Nie, nie biegam po cmentarzach i nie składam ofiar z czarnych kogutów. Nawet nie przepadam za tańczeniem po porannej rosie. Nie znam się także osobiście z biesem Rokitą, co niektórzy insynuują. Nic z tych rzeczy. Fascynuje mnie magia w ujęciu antropologii kulturowej.
Jako rasowa czarownica budzę skrajne emocje. Nigdy nie byłam nauczycielem, którego wszyscy kochają. Są tacy, którzy mnie uwielbiają, i tacy, którzy najchętniej utopiliby mnie w łyżce wody. Bardzo długo wydawało mi się, że to moja nauczycielska ułomność. No bo jak to? Jak można być nauczycielem, którego uczniowie nie lubią? Później uświadomiłam sobie, że to całkiem normalne. Przecież w życiu nie wszystkich kochamy, nie ze wszystkimi chcemy utrzymywać kontakt. Są ludzie, których po prostu tolerujemy. I tyle.
Kiedyś wydawało mi się, że muszę wyeliminować z życia zawodowego swoją „wiedźmowatość”. Dziś wiem, że podstawą Metodyki Czarownicy jest moja osobowość, która stanowi edukacyjny atut. Uruchamia ona emocje, porusza, czasem uwiera. Nie ma tu przestrzeni na obojętność, a to już w procesie uczenia się bardzo dużo. Jeśli mamy emocjonalny stosunek do czegoś lub kogoś, będziemy się rozwijać, nawet poprzez negację czy bunt. Najgorsza jest obojętność. Respekt, który budzę, to kolejne narzędzie, którego wartość doceniłam po latach. Pozwala mi ono zachować atmosferę skupienia i pracy na zajęciach bez podnoszenia głosu czy odsyłania rebeliantów do wychowawcy. Jeśli reaguję na czyjeś zachowanie i zwracam uwagę, właściwie nie zdarza się, bym musiała ją powtórzyć. Wywołuję w uczniach jakiś rodzaj lęku i to zapewne dlatego kilka razy przyznali mi tytuł „Nauczyciel – Autorytet” ;). Tak więc śmiem twierdzić, że ten lęk leży bliżej szacunku niż stresu.
METODYKA CZAROWNICY
Z antropologicznego punktu widzenia magię trzeba rozumieć jako zespół praktyk i technik, których celem jest spowodowanie pożądanych zmian w otaczającym świecie. Działania te charakteryzują się wysokim stopniem zrytualizowania. Praktyki magiczne najczęściej uprawiały osoby szczególnie do tego predysponowane, posiadające w oczach innych ludzi niezwykły dar i moc sprawczą oraz znajomość technik magicznych. Warto pamiętać, że osoby związane z magią wywoływały różne emocje – od głębokiego szacunku po strach.
Uczenie to pewien rodzaj magii naturalnej (najbardziej pierwotnej i bezpośredniej). Stosując metody, techniki i rytuały (rozumiane jako czynności, których częste powtarzanie tworzy zwyczaj) doprowadzamy do zmian w innych ludziach oraz wpływamy na ich rozumienie rzeczywistości. Bazujemy przy tym na naszych indywidualnych zdolnościach, które sprawiają, że „zaklęcia” zaczynają działać i następuje w kimś zmiana, której oczekujemy. Tak jak w magii, tak samo w edukacji nie wystarczy wyuczyć się technik. Niezbędnym elementem, by czary zaistniały, jest osobowość nauczyciela, znalezienie w sobie indywidualnych cech, które w połączeniu z konkretnymi praktykami uruchomią proces. I wcale nie muszą to być stereotypowe cechy nauczyciela. Jedno jest ważne. To muszą być cechy prawdziwe. Fałsz sprawia, że magiczne formuły nie działają, a zmiany potrafią wymknąć się spod kontroli. Nauczyciel, który udaje, gra przed uczniami kogoś, kim nie jest, nie doprowadzi do pożądanej zmiany. Wręcz przeciwnie. Jego działania przyniosą odwrotny, szkodliwy skutek.
Moja „Metodyka Czarownicy” to nic innego jak połączenie osobowości z pewnymi rytuałami, które odkryłam i usystematyzowałam całkiem niedawno. Dopiero, gdy po raz kolejny nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na pytanie o sposób pracy, zaczęłam przyglądać się swoim działaniom i odkryłam, że używam pewnych „zaklęć”. Ale to już temat na inny wpis.
Ciąg dalszy o Metodyce Czarownicy TUTAJ
Boziuuuuu….ale skończyłaś w takim miejscu! Jak mogłaś mi to zrobić! Już magii używam, żebyś szybko siadła do odcinka numer dwa !
Dobrze jest wiedzieć, że wiedźm jest więcej 🙂 Możemy zrealizować wspólny projekt pod nazwą „Sabat czarownic”.
Jestem za! Trzeba tylko formułę opracować 😉
Yeah! Wiedziałam że mamy coś wspólnego. Teraz już wiem co: wiedźmowatość 😁
Sabacik brzmi kusząco, wchodzę 😁
co za pióro!!! czyta się jednym tchem!!!
O rany! Dziękuję <3 Takie słowa od guru edukacji dodają skrzydeł 🙂
Może nie jestem czarownicą, ale kręci mnie taka magia. Także piszę się na sabat, jakby trzeba było przypilnować mioteł albo ognisko rozpalić.
Czarodziejów też zgarniemy 😉
Opisz te rytuały, proszę. Czarownice muszą dzielić się swoją wiedzą, aby i inni mogli zostać czarodziejami… A w edukacji potrzeba nam opisu konkretnych działań, a nie tylko pustych haseł (których, niestety, coraz więcej). Piękny tekst.
Już są. https://monikarokicka.com/zaklecia/
Zaczarowałaś mnie, dziękuję.