You are currently viewing Dlaczego edukacja w Polsce jest do dupy? #szkołaodkuchni

Dlaczego edukacja w Polsce jest do dupy? #szkołaodkuchni

O tym wpisie myślałam od kilku tygodniu. Wczoraj odsłuchałam rozmowę, którą prof. Roman Leppert przeprowadził z Pawłem Lęckim i Dawidem Łasińskim w „Akademickim zaciszu”.  Polecam Wam to spotkanie, bo poruszonych zostało wiele kwestii, nad którymi warto się pochylić. Ponadto obaj panowie mówili o edukacji z perspektywy systemowej. Ja napiszę o tzw. edukacji alternatywnej. Link do spotkania w „Akademickim zaciszu” znajdziecie  TUTAJ .

Cmentarzysko nadziei

Skończyłam właśnie 23 rok swojej pracy zawodowej.  Przeżyłam kilka reform, wielu ministrów, kolejne podstawy programowe i niezliczone grono „ekspertów” od szkoły. 23 lata pracy na najwyższym poziomie, z etyką zawodową w sercu i wiarą, że robię ważną robotę. 23 lata, podczas których stałam się  specjalistką, osobą, która po prostu rozumie, jak to działa i co robić, aby wypuścić w świat mądrego, dojrzałego człowieka.  23 lata działania na rzecz lepszej edukacji, pisania o niej, mniejszych i większych potyczek w lokalnymi władzami. 18 lat w systemie i 5 w najróżniejszych formach edukacji alternatywnej.  23 lata otrzymywania jałmużny i  podwyżek starczających na bilet do kina i to bez popcornu. 

23 lata nadziei, że coś się zmieni – że nowa władza, że jakaś reforma, że strajk, że oddolnie, że wspólnie.  Brednie. Czas pochować nadzieję i niech spoczywa w pokoju. Polska edukacja nie ma szans być  porządna. Jest i jeszcze długo będzie do dupy. A wszyscy, których ona dotyczy, nadal tańczyć będą w kółko prowadzeni przez takiego czy innego chochoła.

Upupiliśmy edukację

Wyobraźcie sobie sytuację. Dowiadujemy się, że kraj X wyprodukował broń o wiele skuteczniejszą niż bomba atomowa.  Jak sądzicie, jak zareagują politycy?  Pouśmiechają się pod nosem, udzielą kilku wywiadów o nowym pomyśle MON przemalowania wszystkich maszyn bojowych na różowo czy raczej zwołają Radę Gabinetową? A społeczeństwo? Uzna, że jakoś to będzie, puści oczko i machnie ręką, że to tylko kraj X czy potraktuje sprawę poważnie?  Niby oczywiste, a jednak…

Znamy słowa Nelsona Mandeli „edukacja to najpotężniejsza broń jakiej możesz użyć, aby zmieniać świat”. Ta broń dalekiego zasięgu pokoleniowego właśnie wybucha na naszych oczach. I tak, zmieni świat, ale nie w kierunku, o którym myślał Mandela. 

Zachłysnęliśmy się wolnością i wypaczonym obrazem demokracji. Niby mamy prawo oświatowe, ale w praktyce ono nic nie znaczy. Może być dowolnie naginane i (nie bójmy się powiedzieć tego głośno) łamane  na każdym kroku, jeśli komuś coś się nie spodoba.   Wszyscy znamy „cudy nad Wisłą”, kiedy uczeń z kilkoma zagrożeniami na miesiąc przed klasyfikacją, otrzymuje świadectwo ukończenia szkoły. Puszczamy sobie oczko, bo przecież to nic ważnego, musi przecież skończyć podstawówkę.  Któż z nas nie podniósł oceny dziecku, któremu brakowało do „paska”?  Kto nie ustąpił awanturującemu się rodzicowi dla świętego spokoju? 

Obowiązek szkolny?  Można ominąć, bo przecież mam prawo zabrać dziecko na wakacje w środku roku szkolnego. Szkoła nie jest ważna.  Usprawiedliwienia? Mogę usprawiedliwić wszystko, właściwie w dowolnym czasie, bo przecież taki statut napisany przez nauczycieli nic nie znaczy.  To tylko szkoła. Nic poważnego.  No, co innego urząd skarbowy. Tam to jest poważnie i trzeba wszystko dostarczyć na czas.

Opinie PPP?  Nie zliczę, ile widziałam fikcji w tego typu dokumentach. I to też nie jest poważnie traktowany temat, choć obwarowany masą rozmaitych przepisów prawnych.  To przepustka do rozmaitych ułatwień, usuwanie kamyczków spod stóp dziecięcia. Bo mam prawo. Ale już to, że dziecię nie korzysta z dodatkowych zajęć, a rodzic nie wypełnia zapisów o wspieraniu potomka w domu – nikogo nie obchodzi.  Ważne, żeby prześliznąć się jakoś bez wysiłku. Bo tak można. Bo przecież edukacja to nic istotnego. 

I wreszcie coś, co pozwala całkowicie omijać wszelkie trudności – stan psychiczny.  Stres jest wytłumaczeniem na wszystko. Na zachowanie łamiące ustalone normy, na nieprzygotowanie do zajęć, na zawalenie roku. Wystarczy zaświadczenie albo wystarczająco krzykliwy rodzic, by omijać wszelkie wymagania i zapisy prawne szerokim łukiem.  Na wszelki wypadek.  No bo przecież szkoła to w świetle zdrowia nic ważnego (to akurat prawda). A to, że dziecko nie jest pod opieką specjalisty i poza zaświadczeniem o depresji nic się nie dzieje, to już szczegół.  I jeszcze jedno – uczeń w „słabym stanie psychicznym” to święta krowa, ale nauczycielowi  leczącemu się na depresję pod okiem specjalisty, nie wolno mieć słabszego dnia i nie szczerzyć się jak głupi do sera. Bo przecież „dziecko się stresuje, jak pani się nie uśmiecha” [cytat autentyczny].  O zdrowiu psychicznym nauczycieli pisałam TUTAJ

I żeby było jasne – nie podważam tutaj heroicznej pracy specjalistów PPP, bez których współczesna szkoła nie może istnieć. Nie neguje tego, że choroby psychiczne są zjawiskiem cywilizacyjnym i wielu młodych ludzi naprawdę się z nimi zmaga.  Nie piszę o tym, że „ordnung must sein” i trzeba bezdusznie podchodzić do uczniów. W swoim doświadczeniu pracy z młodzieżą mam mnóstwo przykładów sytuacji, kiedy trzeba było ratować dziecko. Są różne zdarzenia życiowe i trzeba być po prostu człowiekiem. Piszę tu o zjawiskach patologicznych, które przestały być zdarzeniami na marginesie, a stały się dużą częścią edukacyjnej rzeczywistości.

Ziarnko do ziarnka... i mamy efekt.

Upupiliśmy edukację. Jesteśmy społeczeństwem Pimków, którzy postrzegają szkołę jako jakiś rodzaj gry, w której reguły można dowolnie zmieniać, byle tylko wszyscy dobrze się bawili i byli jako tako zadowoleni.  Przecież do szkoły chodzą tylko dzieci, przecież to tylko usprawiedliwienie, przecież  egzamin poprawkowy to tylko straszak… Problem w tym, że z tych dzieci za chwilę wyrosną dorośli. Już jutro możesz trafić do lekarza, który prześliznął się przez szkołę nie dotknąwszy biologii, a dyplom napisała mu AI. Twoje dzieci mogą trafić na nauczycielkę nauczania początkowego z dysleksją, która  zdobyła uprawnienia on line. A w sądzie bronić będzie Cię prawnik, który nie rozumie, co czyta i nie łączy faktów, ale za to ma rodziców, którzy otworzyli mu wszystkie drzwi. I tak, wiem. Zawsze tak było. Tylko, że tym razem skala zjawiska przeraża.

Na razie mamy wysyp uczniów, których nie interesuje zdobywanie wiedzy.  Ba! Większość to ci, którzy nie mają zainteresowań w ogóle. W czasach, kiedy jedną z podstawowych umiejętności jest uczenie się przez całe życie, oni nie mają pojęcia, jak się uczyć. Nie mają też zamiaru zdobyć tej wiedzy tajemnej.  Próbujemy kształcić ludzi, którzy  nie tylko nie rozumieją, co  czytają, ale także mają coraz większe problemy ze zrozumieniem słyszanych komunikatów. Nie rozwijają kompetencji, bo to wymaga wysiłku, a my od przedszkola uczymy ich, że każdy trud można ominąć. Po co uczyć się zasad ortografii, jak można mieć dysleksję na papierze. Po co odpowiadać na forum klasy, jak można „się stresować” i nie ćwiczyć umiejętności mówienia. Mamy pokolenie, które nie potrafi wyrazić swoich myśli ani na piśmie, ani ustnie, a zasób słownictwa czynnego ma na zastraszająco niskim poziomie. Po co nam Orwell i totalitaryzm. Sami, na własne życzenie fundujemy sobie społeczeństwo ludzi, którzy nie potrafią dzielić się myślami.

Możemy opowiadać sobie anegdotki o wiedzy uczniów. Tylko te historie są coraz mniej zabawne i jest ich zastraszająco dużo. Poziom wiedzy ogólnej przeraża. Chłopak (kl. 7 SP), który szuka Australii w okolicach bieguna północnego? Dziewczyna (kl. 1 LO), która nie potrafi policzyć  kosztów wycieczki? Uczniowie, którzy sprawdzają w telefonach proste wydawałoby się słowa? Dzieci w klasie 6 SP, które nie znają hymnu państwowego, bo rodzice zaprotestowali przeciw uczeniu się „tak ogromnego tekstu” na pamięć?  Mnie takie przykłady dawno przestały bawić. Wiem bowiem, że ta „niepotrzebna wiedza” mnożenie w słupku, zapamiętywanie wzorów z matematyki, rysowanie rozbiorów zdań, rozpisywanie reakcji chemicznych czy uczenie się budowy pantofelka ćwiczy masę umiejętności dużo ważniejszych niż sama jej treść, której za moment i tak nie będziemy pamiętać. Uczymy koncentracji, logiki, technik zapamiętywania informacji, łączenia kropek i tego wszystkiego, co stanowi fundament do świadomego ogarniania świata. No, ale jeśli na każdym kroku słyszymy od rodziców, że za dużo wymagamy i dzieci się stresują…mamy, co mamy.

Co dalej?

„To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać” – powiedział lata temu Stefan Kisielewski. Ja bym jednak sprostowała, że urządziliśmy się tam już bardzo wygodnie i nie zamierzamy się ruszyć. I nie pomoże tutaj żadna reforma. Nie pomoże rozwalenie systemu, bo problem leży dużo głębiej. Jest nim nasza mentalność i społeczne przyzwolenie na traktowanie edukacji w sposób całkowicie niepoważny i nieodpowiedzialny. I robimy to wszyscy – politycy, nauczyciele, rodzice, uczniowie.  I nawet jeśli intencje wielu z nas są dobre, trzeba się jednak zastanowić, dokąd nas to wszystko razem prowadzi i czy na pewno chcemy się tam znaleźć.

Moja nadzieja odnośnie edukacji umarła. Pochowałam ją z honorami. Nie będę tutaj pisała, jak dokonała się agonia i jakie wydarzenia jej towarzyszyły. Czy odchodzę ze szkoły? Jeszcze nie wiem. Zdecyduje najbliższy tydzień. Na pewno odchodzę z miejsc, gdzie pracowałam przez ostatni rok i z którymi wiązałam ogromne nadzieje na prawdziwą edukację.  Taką wolną, poza systemem. Tymczasem zobaczyłam jeszcze dobitniej wszystko to, co opisałam powyżej.  I chociaż spotkałam w tym roku wielu wspaniałych młodych ludzi, poznałam wielu roztropnych rodziców i doświadczyłam wiele dobrego, nie mam już siły patrzeć na skalę różnego rodzaju działań niszczących fundamenty edukacji.

Na pewno będę uczyła dalej. Tych, którzy chcą. Tych, którzy rozumieją, że edukacja to coś więcej niż prześlizgiwanie się między trudnościami. Tych, którzy wiedzą, że kompetencji nie zdobywa się patrząc w sufit. Będę uczyła tych, którzy pragną latać pod samym niebem. A kury? A kury niech dalej patrzą w dal.   

Będzie mi miło, jeśli postawisz mi kawę 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Ula

    Zgadzam się w 100 %. Pozdrawiam serdecznie autorkę tekstu i mimo wszystko życzę nadal sukcesów zawodowych.

  2. Bozena

    Bardzo trafna, niestety ,analiza oświatowej rzeczywistości.

Dodaj komentarz