Balladyna na lekcjach
„Balladyna” Słowackiego to jedna z moich ulubionych lektur. Po prostu uwielbiam ją omawiać i wyszukiwać nowe pomysły na odczytywanie treści tego tekstu. To także doskonały utwór do tego, by pokazać uczniom dlaczego nie warto czytać opracowań.
„Balladyna” stała mi się szczególnie bliska, gdy uczyłam w gimnazjum. Wtedy zawsze dawałam moim uczniom zadanie teatralne – mieli stworzyć własną etiudę na podstawie sceny zabójstwa Aliny. Jednak nie mogli tak po prostu „odegrać” fragmentu dramatu. Musieli spełnić pewien warunek. Etiuda miała być metaforyczna, a śmierć Aliny pokazana symbolicznie. Uczniowie mogli wycinać fragmenty wypowiedzi, wprowadzać dodatkowe postacie, ale nie wolno im było zmieniać tekstu utworu ani niczego dopisywać. Dzięki temu zadaniu „Balladyna” ożywała. Powstawały przecudne etiudy oparte na kontraście, symbolach, przeniesione w uniwersalną przestrzeń i czas.

W szkole podstawowej zajęć z etiudą nigdy nie udało mi się zrobić. Chyba nie ta dojrzałość odbiorców. „Balladyna” stała się jednak dla mnie tematem projektów realizowanych metodą EduScruma. Na jednej z lekcji uczniowie otrzymywali tzw. kryteria akceptacji, które informowały ich, jakie elementy musi zawierać projekt, aby można go było uznać za skończony. Bardzo często zaczynałam działanie zanim zadałam lekturę do czytania. Dlaczego tak? Widząc kryteria akceptacji uczniowie sami dochodzili do wniosku, że ich pierwszym działaniem musi być przeczytanie tekstu. Od razu rysował się w ich umysłach cel czytania.
Metoda EduScrum pozwalała uczniom na realizację najbardziej szalonych pomysłów i na wykorzystanie swoich pasji oraz zdolności. Powstawały wystawy fotografii, filmy, gry terenowe, escape roomy, planszówki, muzea. Był sąd nad Balladyną, w którym uczniowie połączyli treść lektury ze współczesnym kodeksem karnym. Odegrali pełną rozprawę z oskarżeniem, świadkami, dowodami i mowami obrońcy i oskarżyciela oraz odczytaniem wyroku.
Inna grupa dokonała analizy psychologicznej postaci z odniesieniem do konkretnej wiedzy z zakresu psychologii i psychiatrii. Z resztą efekt pracy tego zespołu wykorzystali koledzy przygotowujący rozprawę sądową.
Oczywiście, zawsze znajdowali się tacy uczniowie, którzy próbowali przemknąć się obok tekstu lektury. Zadania były jednak skonstruowane w ten sposób, że dość szybko sami dochodzili do wniosku, że bez dobrej znajomości tekstu oryginalnego się nie obejdzie i sięgali po „Balladynę”.

"Balladyna" - na tropie zbrodni
W tym roku nie miałam czasu na projekty. Przejęłam klasę ósmą po innym nauczycielu i okazało się, że mamy sporo do nadrobienia. Ponieważ moich uczniów zawsze najbardziej fascynują zbrodnie, które Balladyna popełniła, zaczęłam omawianie lektury od ich analizy. Wybierałam fragment tekstu, uczniowie czytali go jeszcze raz dokładnie w domu, a na lekcji dostawali do opracowania w zespołach pytania dotyczące tego fragmentu – motywów postępowania postaci, ich reakcji, planów, dążeń, emocji. Trzeba było jeszcze raz zagłębić się w tekst i znaleźć dowody na potwierdzenie swoich hipotez. I tu po raz pierwszy miłośnicy opracowań znaleźli się na straconej pozycji, gdyż okazywało się, że omówienia lektury nie dają odpowiedzi na istotne pytania.
Nagle okazało się, że Balladyna wcale nie zabiła siostry z zazdrości. Podczas pracy z tekstem opadał mit idealnej Alinki i wrednej Balladyny. Uczniowie odkrywali, że to Alina sprowokowała atak na siebie, że Balladyna była przerażona tym, co zrobiła, że zbrodnia była popełniona w afekcie.
Im dokładniej przyglądaliśmy się tekstowi, tym wyraźniej było widać, jak bardzo opracowania odstają od utworu. Na jednej z lekcji uczniowie z pewnego zespołu nagle wykrzyknęli: „Proszę pani! O rany! Tej Balladynie wcale nie chodziło o koronę i władzę! To Kostryn chciał korony!”. I wtedy historia Balladyny ułożyła się w logiczną całość.

Po skończeniu analizy tekstu wspólnie zajrzeliśmy do opracowań lektury. Zadaniem uczniów było wskazanie fragmentów niezgodnych z treścią „Balladyny”. Rany, ileż było emocji! „Proszę pani, tu piszą, że Balladyna nie zebrała malin, bo była leniwa, a to nieprawda! Przecież ona po prostu tych malin nie widziała!”. „O! A tu piszą, że zabiła z zazdrości! A nie! Przecież na początku chciała oddać Alinie swoją malinę, aby dopełnić jej dzbanek! To Alina od początku oceniała siostrę i naśmiewała się z Balladyny”. „Rany, tu jest napisane, że Balladyna zabiła Grabca w zmowie z Kostrynem, aby zdobyć koronę! Ale bzdura! To Kostryn chciał korony, a Balladyna po zabójstwie Grabca nawet nie wzięła jej z wieży”.
I tak kroczek po kroczku uczniowie sami doszli do wniosku, że opracowania są szkodliwe. Podczas dyskusji ustaliliśmy, kiedy warto korzystać z opracowań i co mogą nam dać dobrego. Dla mnie najważniejsze było to, że uczniowie zobaczyli, jak wiele kryje się w tekstach lektur, o ile ciekawsza staje się książka dzięki dokładnej lekturze i jak bardzo potrafią zniekształcić treść utworu. Uczniowie mówili, że kolejne lektury będą czytać dokładnie, z ołówkami w ręku. Ku mojemu przerażeniu kolejny jest „Quo vadis”… Chyba będę musiała sobie odświeżyć tę lekturę…
Czarna owca w pokoju nauczycielskim
Jako młoda nauczycielka, zaczynająca swoją ścieżkę w szkole, miałam okazję spotkać parokrotnie Adama Hanuszkiewicza i rozmawiać z nim. To on zawsze powtarzał młodzieży, by dokładnie czytać teksty romantyczne, bo narosło wokół nich mnóstwo mitów. Pamiętam, jak na jednym ze spotkań zszokował uczniów informacją, że Balladyna zdradziła Kirkora i była w ciąży z Kostrynem. Po tym spotkaniu od razu wszyscy sięgnęliśmy do tekstu i…no tak. Jest napisane czarno na białym!
To właśnie Hanuszkiewicz zwrócił moją uwagę na to, że motyw władzy w „Balladynie” jest równoległym wątkiem do morderstw. Oba tematy łączą się dopiero, gdy Balladyna zostaje królową. Tak naprawdę główna bohaterka nie zabija dla władzy. Zabija, bo nie chce, by zbrodnia popełniona w afekcie, wyszła na jaw. Tak, zabicie siostry pozwoliło jej się wyrwać z biednej chaty i nie chce tam wrócić. Zabija tych, którzy jej zagrażają, którzy mogliby wydać jej sekret. Kiedy ginie ostatnia osoba, która mogłaby ją wydać – Kostryn – Balladyna postanawia zacząć życie od nowa. Pierwsze, co zarządza, to pochowanie męża z honorami. Później obiecuje żyć sprawiedliwie i rządzić w zgodzie z sumieniem. Tak też postępuje, chociaż wie, że wydaje wyroki na siebie.
Tak też uczę. Zgodnie z tekstem. Obalam mit złej i wyrachowanej Balladyny. Pokazuję człowieka uwikłanego w łańcuch zbrodni, pełnego strachu i niepewności. Człowieka, który, gdy już czuje się bezpiecznie, chce być dobry i sprawiedliwy. Przy okazji pokazuję uczniom, że opracowania potrafią nas wyprowadzić na manowce.
Od lat jestem „czarną owcą” w pokoju nauczycielskim. Nie zliczę dyskusji z innymi polonistami na temat „Balladyny”. Wszyscy zażarcie oczywiście bronią wizji Balladyny mordującej w celu objęcia władzy. A przecież wystarczy dokładnie przeczytać tekst, by dostrzec, że ta hipoteza nie trzyma się kupy.
Tak więc od pokoleń nauczyciele powtarzają swoim uczniom tę bezsensowną interpretację, pełno jej w podręcznikach i materiałach edukacyjnych. Ba! Nawet w arkuszach egzaminacyjnych pisze się o Balladynie, jako chciwej wiedźmie idącej po trupach do celu – władzy. Teraz już rozumiem słowa Adama Hanuszkiewicza, że wszyscy znamy utwory romantyczne, ale nikt ich nie czyta.