O Spotkaniu edukacyjnym „W tym szaleństwie jest metoda” Goleniów 2022 napisano już bardzo dużo. Niesieni falą emocji wymieniamy się fotografiami i spostrzeżeniami. W swoich małych światach sadzimy przywiedzione ze spotkań sadzonki inspiracji. Nasze media społecznościowe wciąż kipią energią i wiarą, że się da.
Kiedy tak czytam te relacje, widzę, w jak niewielu warsztatach uczestniczyłam. I to wcale nie z powodu (jak to napisał Mirek Barć autor bloga Wyspa Edukacji) awarii maszyny do klonowania. Jakoś trudno mi było zebrać myśli, zachować koncentrację na tym, co się wokół dzieje. Dla mnie po prostu działo się zbyt dużo na raz, zbyt dynamicznie. Dlatego też z tego wyjazdu nie zabrałam wielu inspiracji i pomysłów edukacyjnych. Nie przywiozłam tony nowych znajomości. Mam wrażenie, że nie zdążyłam nawet porozmawiać z tymi, których już znam.
Wróciłam do domu przepełniona energią, serdecznością, poczuciem przynależności. Zabrałam echa towarzyskich rozmów, śmiech i szczerość. Wieczorne rozmowy, wymianę perspektyw, dyskusje, które zasiały ziarna nowych refleksji. Przez te dwa dni miałam poczucie życia w normalnym świecie, w którym pojęcia nie są pomieszane i połączone losowo. Na tę krótką chwilkę rzeczywistość zogniskowała się na człowieku i jego rozwoju. Na wspieraniu, empatii i dostrzeganiu siebie nawzajem.
Powrót z Goleniowa zbiegł się z doniesieniami z Buczy. Kubeł zimnej wody wylał mi się na rozentuzjazmowany łeb. Jak to trafnie określiła Ala Podstolec autorka bloga (Nie)przeciętne lekcje – dwa światy. Dziś, gdy zderzają się we mnie refleksje z konferencji w Goleniowie z obrazami z Ukrainy, gdy w tle rozbrzmiewają echa awantury wokół słów papieża (Wszyscy jesteśmy winni), zastanawiam się, jak mogło dojść do tej kolejnej pętli historii. Gdzie zrobiliśmy (my ludzie) błąd? Co jest z naszym gatunkiem nie tak? Kim są rodzice, nauczyciele, przyjaciele, żony, dzieci tych, którzy okupowali Irpień?
Pytania nakładają się na wrażenia z Goleniowa. I coraz wyraźniej widzę w tym wszystkim swoją misję (ci, którzy mnie znają wiedzą, że dostaję piany na hasło „misja nauczycielska”). Dopóki starczy mi sił, chcę otwierać umysły ludzi, by już nigdy więcej demagogia, propaganda, manipulacja, zło nie przesłoniły im drugiego człowieka. Chcę, by nauczyli się krytycznej oceny sytuacji i mieli odwagę powiedzieć „nie”. Chcę, by samodzielnie i odpowiedzialnie podejmowali decyzje i nie byli kolejną owcą w stadzie. Najwyższy czas, by wyciągnąć wnioski z lekcji historii i ukształtować nowego człowieka.
PS. Niedługo napiszę Wam o projekcie, w który się włączę, by realizować swoją „misję”.
Czekam niecierpliwie na wszelkie informacje o projekcie, który planujesz realizować.
Tylko takim niestrudzonym „otwieraniem umysłów ludzi” możemy nieść nadzieję na opamiętanie dla gatunku ludzkiego.
Dzięki takim entuzjastom jak ekipa obecna na spotkaniu w Goleniowie będą wzrastać lepsi ludzie.
„Szybują mi te słowa ponad regułami. Nie szukają oparcia w jakichkolwiek przykładach. Moja wiara jest silna, ślepa i bez podstaw.”
Moniko, dokładnie tak. Czas w Goleniowe to taki czas przebywania w zaklętym kręgu pozytywnej energii, szczęścia, bliskości, wzajemności, wspierania się, czułości. Moja refleksja to taka, że mamy siebie, ale nie bardzo już udaje nam się docierać do innych. Chcemy innego świata, a ciągle zmagamy się z tym, jaki jest bez większych nadziei na powodzenie naszych misji.
Ciągle mam w głowie echa rozmów z Panem Pistacją. I jego myśl, że trzeba skoncentrować się na uświadamianiu ludziom, jaka jest PRAWDA o szkole. My na razie koncentrujemy się na tym, by docierać do nauczycieli. A tu trzeba myśleć szerzej – o rodzicach, samorządach, urzędnikach. Sami rozbijemy sie o ścianę.