Pobudka! Zegar tyka.
Pobudka stała się trudna, od kiedy mamy budziki z drzemką. „Jeszcze 5 minut” stało się dla nas normą i swoistym rytuałem. A co jeśli to „5 minut” trwa 5 lat? Tak, własnie 5 lat temu wyłączyliśmy nasz edukacyjny budzik i za każdym razem, gdy próbuje się odezwać, z rozmachem klikamy drzemkę. Tymczasem zegar tyka. Robi się coraz później. Za chwilę ucieknie nam ostatni autobus do normalności.
Pierwszy rocznik deformy właśnie stoi na wylocie w dorosłość. Absolwenci ośmiolatki, doświadczeni podstawami programowymi pisanymi na kolanie, podwójnym rocznikiem, ciągłymi zmianami kadry nauczycielskiej, pandemią, wojną. Młodzi ludzie, maksymalnie skoncentrowani na tym, aby przeżyć edukacyjny poligon doświadczalny. Tu nie ma miejsca na kreatywność, krytyczne myślenie, refleksję czy głębsze relacje. Przeżyć. To jedyny cel.
Tak. Armia Zombie właśnie wkracza w dorosłość. Za moment będą waszymi fryzjerami, pielęgniarkami, bankowcami, a może nawet szefami. Za moment staną przy urnach i dadzą sobie wcisnąć śmierdzącą kiełbasę wyborczą. Nikt ich nie nauczył krytycznej oceny sytuacji i zrozumienia procesów politycznych. A my słodko sobie drzemiemy.
Pobudka! Dziecko w przechowalni
Jakimi kryteriami kierujesz się, wybierając lekarza? A gdy potrzebujesz skorzystać z usług hydraulika? Albo gdy szukasz ekipy remontowej? Wyobraź sobie sytuację: w mieszkaniu pękła ci rura. Wzywasz specjalistę, a ten – zamiast naprawić instalację – zakręca dopływ wody do mieszkania, bierze kasę i wychodzi. Absurdalne, prawda? Nie tak do końca, gdy popatrzymy na edukację. Posyłasz dziecko do szkoły po to, aby się rozwijało, uczyło. Tymczasem system, który opłacasz ze swoich podatków, oferuje jedynie przechowalnię potomka. Przesadzam? Wcale.
Jeśli sądzisz, że da się zrealizować podstawę programową na lekcjach, to jesteś naiwny(a). Realnie na lekcji pracuje się jakieś 35 minut. Reszta czasu do dokumentacja i rozwiązywanie bieżących problemów. I w tym czasie chcesz wytłumaczyć nowy temat i jeszcze poćwiczyć umiejętności? Powodzenia. Nie, nie masz kolejnej lekcji, bo ustawodawca wrąbał tyle materiału „do przerobienia”, że już na starcie rok szkolny jest za krótki przynajmniej o miesiąc.
W klasie jest 28 – 30 osób (limit rośnie…). Tymczasem badania pokazują, że wyniki nauczania zależą od liczebności klas i zdecydowanie rosną w zespołach liczących poniżej 20 osób. Pomyśl, ile czasu może poświęcić nauczyciel na indywidualną pracę z dzieckiem, które ma trudności lub jest wyjątkowo zdolne? Powiesz, że może to zrobić po lekcji? Tak, ma godzinny dyżur dla ponad setki swoich uczniów… Nie oszukujmy się.
Hmmm…to może chociaż dziecko ma szanse rozwinąć swoje zainteresowania? Już wyprowadzam cię z błędu. Na lekcjach (zwłaszcza w starszych klasach) gna się z materiałem, by zdążyć przed egzaminami. Jeśli chce się jak najwięcej zrobić na lekcji i mało zadawać do domu, raczej rezygnuje się z czasożernych metod aktywizujących. Trudno. Coś za coś. A po lekcjach? Po lekcjach dzieciaki są tak zmęczone, że marzą tylko o ciepłym obiedzie i chwili świętego spokoju. A tu trzeba jeszcze iść na korki i odrobić prace domowe. Jaki rozwój zainteresowań? Zapomnij.
Szkoła stała się miejscem, które we względnie bezpiecznych warunkach „przechowuje” niepełnoletniego obywatela w godzinach pracy jego rodziców. Nauczyciel nie jest już specjalistą od uczenia, ale urzędnikiem wypisującym tony papierów i realizującym odgórne wytyczne. Jest strażnikiem, pielęgniarką, opiekunką. W nawale obowiązków pilnych i pilniejszych, kwestia edukacji ląduje na ostatnim miejscu.
Pobudka! Ostatni gasi światło!
Czy wiesz, kto i jak uczy twoje dziecko? Czy masz pewność, że potrafi przygotować je do funkcjonowania w zmiennej, nieprzewidywalnej rzeczywistości? Nie chcę wkładać wszystkich nauczycieli do jednego worka. Jest to bardzo zróżnicowane środowisko, w którym znajdą się i mistrzowie, i partacze. Jest też cały środek – ludzie porządnie wykonujący swoją prace. Nie boję się jednak stwierdzić, że większość nauczycieli nie nadąża za zmieniającym się światem. Dlaczego? Trochę pisałam o tym tutaj. Jednak problem jest dużo bardziej złożony. Wieloletnie zaniedbanie sektora edukacji, polityka, zbyt słabe finansowanie oświaty, idiotyczna ścieżka awansu, archaiczna karta nauczyciela, hierarchiczne zarządzanie. To wszystko sprawia, że statystyczny nauczyciel nie uczy tego, co ważne i potrzebne w świecie rewolucji 4.0.
Ale jakim cudem ma uczyć, skoro nikt nie zatroszczył się o jego kompetencje? W tym zawodzie trzeba nie tylko nadążać za zmianami w swojej dziedzinie wiedzy, ale także za nowinkami technicznymi, najnowszymi badaniami z zakresu metodyki i dydaktyki. Trzeba rozwijać wiedzę psychologiczną i umiejętności miękkie. Ponadto aby złapać kontakt z młodym człowiekiem, dobrze byłoby nadążać za modami. Szkolna oferta szkoleniowa nie jest zbyt pomocna w tym względzie. Często i jakość, i zakres szkoleń pozostawiają dużo do życzenia. Nauczyciel, który chce naprawdę się rozwijać, musi płacić grube pieniądze z własnej kieszeni. Przykład? Dwudniowe szkolenie z myślenia krytycznego kosztuje 2700 netto. To jest 70% mojej miesięcznej pensji, nauczyciela dyplomowanego z 22letnim stażem. I sorry, przez dwa dni nie nauczę się metodycznego zastosowania tej wiedzy.
Nauczyciele odchodzą ze szkół. Dlaczego? Bo odkryli, ile ich wiedza i umiejętności są warte na rynku pracy. Pierwsi pokład opuścili językowcy. Im nie trzeba było długo powtarzać, że języki obce są przepustką do lepszego życia. Po co użerać się z systemem i uczyć w przepełnionych klasach za beznadziejną pensję, gdy można iść do korpo i żyć normalnie?
Ze świecą szukać w polskiej szkole dobrych wykładowców przedmiotów matematycznych, technicznych czy przyrodniczych. Nie ma komu wprowadzać metodologii STEAM (z ang. Science, Technology, Engineering, Arts, Maths), która jest połączeniem dziedzin takich jak nauka, technologia, inżynieria, sztuka i matematyka. Nie ma komu uczyć w tych wychwalanych pod niebiosa przez JNP Ministra „laboratoriach przyszłości”.
Teraz pustkami zaczynają świecić pracownie polonistyczne. Poloniści przestali patrzeć na siebie oczami niezadowolonego społeczeństwa. „Idźcie na kasę do Biedronki”? Nie, kochani. Stać ich na dużo więcej. Ich umiejętności interpersonalne, komunikacyjne, mediacyjne są na wagę złota. To właśnie te kompetencje i doświadczenie w uczeniu innych ludzi są towarem poszukiwanym przez pracodawców. I to nie za maksymalne 4046 zł brutto…
A teraz spójrz na opublikowaną w raporcie „Future of skills. Employment in 2030” listę wiedzy i umiejętności przyszłości. Kto nauczy tego twoje dziecko? Dyrektor – anglista, który by ratować szkołę, poszedł na roczne studia podyplomowe z fizyki? A może polonistka w wieku emerytalnym, którą przerasta obsługa smartfona? Kto nauczy twoje dziecko krytycznego myślenia? Pani od matematyki, której nie stać na odpowiednie kursy? No tak, zapomniałam… Zawsze można zwerbować strażaków i leśników.