You are currently viewing Błędne koło przekonań

Błędne koło przekonań

Błędy oswojone?

Tam, gdzie się potkniesz, tam jest twój skarb [Joseph Cambell]

Błędy są  nieodłącznym elementem nauki. Piszemy o nich, starając się pokazać, że pomyłki nie są powodem do wstydu i niskiego poczucia własnej wartości.  Próbujemy oswajać z nimi uczniów, pokazywać, że każdy błąd jest stopniem w rozwoju,  o ile wyciągnie się z niego wnioski.  Czy jednak zdajemy sobie sprawę, jak skomplikowanym zjawiskiem może być błąd? Przyznam, że ja nie do końca miałam pojęcie.

W tym wpisie chciałabym się z Wami podzielić jedną z moich największych porażek pedagogicznych. Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że popełnię tak oczywiste błędy, postukałabym się palcem w czoło i nigdy nie uwierzyła w taki scenariusz. Ja? Nigdy! Mam przecież ogromne doświadczenie, zęby zjadłam na budowaniu dobrze funkcjonujących zespołów, interesuję się zarządzaniem ludźmi. A jednak… Pewność uśpiła czujność i wyłożyłam się jak długa na oczywistych błędach.

Błędne założenia zadaniowca

Wszyscy, którzy mnie znają, wiedza, że jestem zadaniowcem, który potrafi się zafiksować na konkretnym celu. Zaczynając pracę w nowej szkole, zafiksowałam się na przygotowaniu uczniów do matury z polskiego. Z tyłu głowy miałam ogromny materiał literacki, który trzeba zrobić, umiejętności, które muszą być wyćwiczone oraz… porąbane wymagania nowej matury. Nieważne, że miałam uczyć młodsze klasy. Chciałam od razu wejść w tryb „matura na horyzoncie”. 

Cel zbożny, ale w jednej klasie coś nie pykło. Od początku zespół był wycofany, a im bardziej usiłowałam go rozruszać, tym mocniej stawał okoniem.  Na każde pytanie odpowiadała mi cisza. Nie robili zadań. Nie przygotowywali się do zajęć. Coś, co normalnie robi się w 15 minut, w tej klasie zajmowało całe lekcje. Efekty mojej pracy były żałosne, co z kolei wnerwiało mnie niepomiernie.

Zaczęły do mnie docierać informacje, że uczniowie czują się urażeni moim sposobem komunikacji (patrz metodyka czarownicy: https://monikarokicka.com/metodyka-czarownicy/). Odbyło się zebranie z rodzicami, na którym usłyszałam podobne informacje. Przyjęłam, że mam do czynienia z wyjątkowymi wrażliwcami, do których nie trafia mój rodzaj dystansu do życia. Bywa. Dostosuję się.

Zmieniłam zatem sposób mówienia, ale mimo to wszystko w tej klasie stało w miejscu. Szukałam sposobów na rozruszanie uczniów, stosowałam różne metody i formy pracy, jednak nadal zderzałam się ze ścianą. Wciąż docierały do mnie informacje o słabej komunikacji z grupą, a ja naprawdę nie miałam już pomysłów, co z tym zrobić. Nigdy wcześniej nie miałam takiej sytuacji, pozostałe klasy funkcjonowały dobrze. Co jest? 

Dotrwałam do końca roku i szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą na wieść, że nie będę już uczyła tej klasy. Trochę gorzej czułam się z faktem, że nie będę także uczyła w tej szkole, bo „nie potrafię komunikować się z młodzieżą”.  Dało mi to do myślenia, jednak nadal nie wiedziałam, gdzie leży problem. Przcież mimo zmiany w sposobie komunikacji, wciąż nie mogłam dotrzeć do tej, konkretnej grupy… O co chodzi tak naprawdę?

brian mcgowan LObpG0ku8VM unsplash

Lider bez butów chodzi

Pewnie nigdy bym nie dotarła do sedna tego problemu, gdyby nie szkolenie trenerskie organizowane przez Instytut  Krytycznego Myślenia  i rozmowy z Nataszą. Przede wszystkim Natasza podbudowała moje poczucie własnej wartości jako nauczyciela. Poza tym poleciła mi świetną książkę, która rzuciła snop światła na całą sytuację (książka tutaj). Gdy  przeczytałam publikację i jasne stało się dla mnie, gdzie popełniłam błędy, nie mogłam wręcz uwierzyć, że doświadczony nauczyciel mógł się tak podłożyć.  No cóż…sama sobie zgotowałam tę porażkę.

Mówią, że szewc bez butów chodzi. Mnie w tej klasie wyłączyła się cała wiedza o budowaniu zespołów i roli lidera. Jakim cudem? Otóż przesłoniły ją przekonania.  Po pierwsze przekonanie, że priorytetem jest przygotowanie do tej „trudnej” nowej matury.  Zafiksowanie na zadaniu było tak duże, że nie zauważyłam, że klasa wymaga najpierw przekształcenia w zespół, który będzie czuł się bezpiecznie i swobodnie w relacjach ze sobą i nauczycielem. Ich opór wynikający z braku zaufania  odczytywałam, jako brak zaangażowania, co uruchamiało we mnie niechęć do pracy z tą grupą, a co za tym idzie budowało słabą atmosferę zajęć.

I oczywiście władowałam się po uszy w błędne koło założeń. Atmosfera jest kiepska, bo nie daje się w tym zespole pracować – stoimy w miejscu, a tu jeszcze tyle do zrobienia! Masa materiału przed nami, a oni siedzą jak mumie, nie pracują, nic mi nie działa, więc się denerwuję i przenoszę swoje emocje na grupę. No więc atmosfera siada. I tak w kółko.

tine ivanic u2d0BPZFXOY unsplash

Wartość błędów

Jestem bogatsza o trudne doświadczenie. O popełnienie błędów, których bym się po sobie nie spodziewała. Niosę dalej wiele wniosków, dotyczących swojej pracy i uważności na to, co dzieje się we mnie i w zespole, do którego wchodzę.  Mam też w sobie refleksje, o tym, jak wiele czynników może wpływać na popełnianie błędów i jak trudno je dostrzec, gdy jest się wewnątrz.  Było mi potrzebne oderwanie się od całej sytuacji i przeczytanie książki, która pozornie wcale nie dotyczyła mojej pracy. Dopiero to zewnętrzne spojrzenie pozwoliło mi odkryć, gdzie znajdował się ten pierwszy błąd, który pociągnął za sobą całą resztę.  Wiem też, co zaogniało i tak trudną sytuację oraz nad czym powinnam pracować, by wyeliminować w przyszłości podobne akcje. 

Praca z tą grupą kosztowała mnie mnóstwo energii, stresu i frustracji. Nie mogąc znaleźć klucza do nich, wpadałam w kolejne skrajności i pułapki.  Trudno mi było ukryć, że praca z nimi nie sprawia mi frajdy, wręcz przeciwnie – niechętnie idę na te lekcje. Im większe było zmęczenie codzienną pracą, tym trudniej było panować nad tymi wszystkimi  mikroznakami, które wyrywały się spod kontroli i pokazywały moim uczniom, jak bardzo mnie bolą lekcje z nimi. A przecież oczywistym jest, że zespoły przejmują nastawienie liderów…

Mimo iż mam kompetencje, które pozwalają mi na spojrzenie na swój warsztat pracy z lotu ptaka oraz na ocenę swoich działań w miarę obiektywnie, przez rok nie mogłam dojść do sedna problemu.  Kręciłam się w kółko, gdyż byłam uwikłana  emocjonalnie. Bardzo się spalałam w pracy z tą klasą, a osoby obok mnie nie potrafiły zaanalizować i ocenić całości sytuacji.  Informacje zwrotne, które dostawałam nie pomagały mi wcale dostrzec błędnych założeń ani uzdrowić relacji. Odezwały się za to negatywne przekonania odnośnie moich umiejętności i coraz niższe poczucie wartości.  Jakoś dotarłam do źródeł, ale równie dobrze mogłam nie trafić na rozwiązanie.  

Dlatego też uważam, że nauczyciel powinien mieć swojego superwizora, kogoś, kto w takich sytuacjach potrafiłby dostrzec, gdzie leży sedno problemu.  W pracy z ludźmi, w tak skomplikowanym środowisku, jakim jest szkoła, w natłoku spraw naprawdę można nie zauważyć oczywistości. Można popełnić podstawowe błędy i trwać w przekonaniu, że wszystko zrobiło się perfekcyjnie. Tutaj naprawdę potrzeba spojrzenia z boku, wsparcia psychologicznego / trenerskiego / coachingowego.  Bez tego błędy są tylko błędami.  

Dodaj komentarz