You are currently viewing Nauczyciel – najsłabsze ogniwo? #szkołaodkuchni

Nauczyciel – najsłabsze ogniwo? #szkołaodkuchni

Nauczyciel w bańce

Nauczyciel w bańce to ja. Żyję i pracuję sobie  skażona klątwą wiedzy, otoczona ludźmi o podobnej przypadłości i wydaje mi się, że polską edukację można zmienić.  Noszę w sobie głębokie przekonanie, że pracuję całkowicie normalnie i standardowo, jak wszyscy inni nauczyciele. No i fruwam sobie w tej tęczowej banieczce, dopóki nie zderzę się centralnie z rzeczywistością.  Pisała o tym w artykule Bańka.

Swoją drogą to zadziwiające, że będąc częścią systemu, pracując wiele lat w szkołach publicznych, cały czas nie dopuszczam do siebie prawdziwego obrazu. Myślę, że chyba każdy z mojej bańki tak ma. Robi swoje, dzieli się doświadczeniami, rozmawia z ludźmi o podobnym spojrzeniu na uczenie i tylko od czasu do czasu, gdy nabije sobie guza o rzeczywistość, otwiera ze zdziwieniem oczy i uderza szczęką o ziemię. Chwila refleksji i dochodzimy do wniosku, że to niemożliwe. To musiał być jakiś wypadek przy pracy. I wracamy do swojej mięciutkiej banieczki. 

Kiedy patrzy się na liczby, nagle człowiek uświadamia sobie, jak bardzo ta nauczycielska bańka jest mała. Doskonale pisze o tym Jarosław Pytlak w artykule Edukacja w wypukłym zwierciadle. Świat poza bańką jest zupełnie inny i ta inność  nie wróży nam, społeczeństwu, niczego dobrego.

glasses g5c2c2159f 1280

Kij w mrowisko

W ostatnim czasie miałam kilka okazji, by wyjść ze swojej bańki. Zdarzenia te mocno we mnie pracują i wiąże się z nimi mnóstwo refleksji. Przede wszystkim zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że to nauczyciele są najsłabszym ogniwem i zarazem największym problemem edukacji w Polsce. Prawo oświatowe, ograniczenia systemowe to małe miki. Zmiana sposobu kształcenia nauczycieli także niewiele zmieni, chociażby dlatego, że jak na razie młodzi nie garną się do tego zawodu z wiadomych powodów. Dopóki każdy, kto staje przed tablicą, nie zacznie przyglądać się refleksyjnie swojej pracy, żadne reformy, żadne odgórne projekty i koncepcje systemowe nie mają racji bytu. To mentalność nauczycieli stanowi hamulec zmian, to stan umysłu sprawia, że wypuszczamy w świat coraz bardziej pogubionych ludzi. 

Poniżej przedstawię wam kilka moich obserwacji. Nie po to, żeby kogokolwiek krytykować. Jestem od tego daleka. Doskonale wiem, jak trudny zawód wykonujemy. Znam realia przepełnionych klas, tempa pracy, przeładowanych podstaw programowych, konfliktów i „roszczeniowych” rodziców. Doskonale wiem, jak bardzo wypala praca w szkole. Rozumiem, że pracując bez superwizji, indywidualnie (ile razy ktoś wszedł na waszą lekcję bez zapowiedzi i dał wam informację zwrotną?),  bardzo trudno jest dostrzec swoje błędy. Moim zdaniem każdy nauczyciel wchodzi do klasy z jak najlepszymi intencjami i wykonuje swoją robotę najlepiej jak potrafi. Jest człowiekiem, może nie wiedzieć, nie zauważyć, popełnić błąd. Bardzo cenię tych, którzy widząc, że coś u nich nie działa, poszukują, zadają pytania, przychodzą po radę lub proszą o konsultację, a później pochylają się refleksyjnie nad informacją zwrotną. Niestety, najczęściej trafiam na tych, którzy wiedzą już wszystko i potrafią najlepiej.

woman g305e6a820 1280

Nauczyciel to stan umysłu

Zawsze wydawało mi się, że to stwierdzenie śmierdzi bzdurą na kilometr.  Stereotypy i tyle. Tymczasem, gdy zdarza mi się wyjść ze swojej bańki, widzę jak bardzo dużo w nim prawdy. 

EGO

Nauczyciel wie najlepiej. Nauczyciel ma zawsze rację. Nauczyciel nie popełnia błędów. Nauczyciel decyduje. O nauczycielskim ego można by napisać tomy.  Ego, czy jak kto woli ignorancja, to największa blokada tak w rozwoju jednostki, jak i całej społeczności (klasy, szkoły). W pokojach nauczycielskich panuje głębokie przekonanie, że pracuje się dobrze i nie ma już nic, co można poprawić, a wszystkie trudności wynikają z okoliczności zewnętrznych (dzieci się nie uczą, podstawa jest za duża, rodzice się czepiają itd…) . To właśnie to ego nie pozwala pedagogowi  przyjąć do wiadomości informacji zwrotnych od rodziców, uczniów, a nawet koleżanek po fachu. Każda inna perspektywa traktowana jest jako personalny atak, a nie impuls do refleksji i rozwoju. 

Przekonanie o własnej doskonałości prowadzi do tego, że nauczyciel się nie uczy i posługuje się wiedzą sprzed 30, 40 lat. To tak jakby wszystkie materiały do zajęć przygotowywał za pomocą  maszyny do pisania, a zamiast ksero używał kalki!   I tu mamy do czynienia z pięknym paradoksem. Wszyscy nauczyciele się doszkalają, ale niewielu z nich się realnie uczy.  Dlaczego? No bo przecież  już wiedzą.  Każde nowe spojrzenie na metodykę od razu klasyfikują wg kryteriów „niedasie” lub „jatorobie”. Koniec tematu.

BRAK REFLEKSJI

Miałam okazję oglądać niedawno lekcję pewnej nauczycielki. Zajęcia były nawet fajne, ale jedno z zadań całkowicie nie wyszło. Zapytałam ją, jak sądzi, dlaczego? Odpowiedziała, że to zadanie jest jakieś głupie, bo ono nigdy się nie sprawdza. Ale dlaczego się nie sprawdza? I tu już nie było pomysłu. Okazało się, że ćwiczenie, jak i cały zamysł lekcji wzięty był z gotowca jednego z wydawnictw. Zaproponowałam nauczycielce, żeby zmieniła w poleceniu jedno słowo. W kolejnej klasie zadanie poszło gładko, a uczniowie doszli do ciekawych wniosków. 

I tu dochodzimy do sedna i umiejętności zadania sobie pytania „dlaczego”? Dlaczego ćwiczenie nie wychodzi? Dlaczego z mojego przedmiotu sa takie słabe wyniki? Dlaczego ten rodzic się czepia? Dlaczego uczniowie gadają na moich lekcjach? Dlaczego ten temat wyszedł mi tak dobrze? Refleksja, najważniejsze narzędzie pracy nauczyciela, jest rzadkością w polskiej szkole. Wielu nauczycieli z uporem maniaka próbuje kosić łąkę nożyczkami do paznokci. I zamiast zastanowić się, dlaczego to średnio wychodzi i zmienić narzędzie,  codziennie biadolą, jak ta trawa szybko odrasta.

Oczywiście refleksji nie służy także ego. Jeśli zadowolimy się pierwszą odpowiedzią, jaka przyjdzie nam do głowy (ćwiczenie jest głupie, a rodzice roszczeniowi), to nigdy nie znajdziemy realnej przyczyny. Warto też zauważyć, że czasy się zmieniają i to, co zawsze działało, w nowych okolicznościach może nie odpalić.

the teacher g0a08affa9 1280

METODYKA

Gros nauczycieli nie ma bladego pojęcia o metodyce. I nie jest to wina modelu kształcenia, ale tego, że  po prostu się nie uczą, nie czytają, nie przygotowują się do zajęć refleksyjnie. Kiedy słyszę, że czegoś tam nie uczyli na studiach, krew mnie zalewa. Tak, na studiach nie przygotowali mnie do bycia nauczycielem, ale dali do ręki podstawowe narzędzie pracy – umiejętność samodzielnego studiowania. A to, że nie przewidzieli, że 20 lat później będziemy mieli nową wiedzę i metodykę? No cóż, to nie były studia z jasnowidzenia. 

Oglądam 4 lekcje przygotowane przez 4 osoby. Nagrania z  różnych szkół położonych na dwóch krańcach stolicy. Nauczyciele osadzeni w zawodzie, na końcowych szczeblach drabiny rozwoju zawodowego (dyplomowani i mianowani), raczej z tych, którym się chce i szukają sposobów, by się rozwijać. Ciekawi ludzie, bardzo zaangażowani w swoją pracę. A więc oglądam. I co widzę?  Widzę lekcje, które w ogóle nie powinny się odbyć i nauczycieli, których umiejętności pozostawiają dużo do życzenia. Od razu rodzą się we mnie pytania. Jak to w ogóle możliwe? Ile takich „lekcji” każdego dnia odbywa się w polskich szkołach? Dlaczego nikt tym ludziom nie powiedział, że…zwyczajnie chrzanią robotę? Przecież mieli jakichś opiekunów staży, jakieś obserwacje i oceny. Czyżby nikt z ich otoczenia tego nie zauważył? Czyżby było to normą?

Moje obserwacje

  • Żadna z lekcji nie miała określonego celu. I nie piszę tutaj o podaniu celu uczniom, ale o tym, że sam nauczyciel nie do końca wiedział, dokąd zmierza;
  • Nauczyciele byli głównymi aktorami lekcji – to oni byli bardziej zaangażowani niż uczniowie.
  •  Nauczyciele mieli problem z formułowaniem jasnych poleceń i tracili mnóstwo czasu na ich ponowne tłumaczenie poszczególnym osobom lub grupom;
  • Nauczyciele mieli problem z zarządzaniem czasem i odpowiednimi proporcjami poszczególnych faz lekcji;
  • Sposób prowadzenia zajęć nie angażował grupy. Uczniowie się nudzili, gadali, nie reagowali na polecenia nauczycieli. Zaangażowane w lekcję było ok 5 – 6 osób.
  • Nauczyciele nie mieli przemyślanej kolejności poszczególnych aktywności. Efekt był taki, że uczniowie zmuszeni byli cały czas się przełączać w różne tryby. Utrudniało to skupienie się na zadaniu. 
  • Nauczyciele podpowiadali rozwiązania, sugerowali dzieciom odpowiedzi, a nawet mówili, co im się wydaje, że uczeń miał na myśli. Oznacza to, że całkowicie zdejmowali z uczniów odpowiedzialność za myślenie i klarowne przekazywanie  myśli.
  • Nauczyciele nie dostosowali przestrzeni do zaplanowanych aktywności. Mnóstwo czasu zajmowało np. formowanie grup.
  • Nauczyciele traktowali metody jak ozdobniki lekcji, bez określenia ich celu. Uczniowie nie mieli pojęcia, po co mają wykonać poszczególne zadania. Aktywności były wykonywane, ale nauczyciel nie pokazywał ich związku z tematem, nie służyły do wyciągania wniosków.
  • Nauczyciele nie panowali nad procesem, przez co uczniowie nie wykonywali porządnie poleceń, nudzili się, przeszkadzali, a lekcja traciła tempo. 
  • Nauczyciele przekrzykiwali uczniów, tracili dużo czasu na opanowywanie chaosu w klasie, mówili do części klasy podczas gdy reszta gadała itp.
  • Nauczyciele zadali prace domowe, które nie miały celu, nie niosły dla ucznia żadnej wartości.

To oczywiście nie wszystko, co zauważyłam na poszczególnych nagraniach. Opisałam tylko te elementy, które pojawiły się na każdej lekcji. Nie wiem, co autorzy zajęć zrobią z moją informacją zwrotną. Mam nadzieję, że nie okopią się na pozycjach, tylko skorzystają ze ścieżki rozwojowej, którą m zaproponuję.

Smutny obraz

Szczerze mówiąc, ostatnie doświadczenia z nauczycielami spoza mojej bańki mocno mną wstrząsnęły. Jeżeli osoby poszukujące nowych metod pracy robią tak podstawowe błędy, to co z tymi, których ego wie już wszystko? Jaka jest jakość poszczególnych lekcji w polskich szkołach? Ile godzin jest codziennie marnowanych tylko przez to, że ktoś źle zaplanował proces? Ile niepotrzebnej pracy wykonują uczniowie w domu, bo nauczyciel nie zadał sobie pytania po co?

Kiedy patrzę na edukację od tej strony oraz uświadamiam sobie, jak ogromna część nauczycielskiej braci cierpi na wyżej opisany stan umysłu, nie mam najmniejszych złudzeń odnośnie przyszłości polskiej szkoły i jakości jej oferty. Na razie wracam do bańki i robię swoje. Mam nadzieję, że dzięki  mojej pracy coraz więcej osób otworzy oczy i zrozumie, że jakość naszej, nauczycielskiej pracy przekłada się na jakość świata, w którym żyjemy.

Konkurs

Dla tych z was, którzy chcieliby sprawdzić swoje metody pracy lub szukają dróg rozwoju w zakresie prowadzenia lekcji – przygotowałam konkurs. Do wygrania jest pięć, indywidualnych, 1,5 godzinnych konsultacji metodycznych. Aby wziąć udział w konkursie, wypełnij ankietę. Najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone 😉 

WYPEŁNIJ ANKIETĘ

Na wasze odpowiedzi czekam do końca czerwca.   Zwycięzcy będą mogli skorzystać z konsultacji do końca roku kalendarzowego 2022 🙂 

Ten post ma 11 komentarzy

  1. Małgorzata

    To pierwszy przeczytany przeze mnie post, który zatrzymał mnie na chwilę refleksji. Post, który zasial ziarno, które będzie kiełkować. Post, który będzie siedział z tyłku głowy. Dziękuję za ukazanie drugiego dna. Dziękuję za ukazanie ułomności współczesnego nauczyciela,a nie jak zawsze systemu, uczniów i rodziców.

    1. To ja dziękuję za podzielenie się wrażeniami. Problem polskiej edukacji jest bardzo złożony. Wszystko się tutaj przeplata, wpływa na siebie. Nie ma prostych odpowiedzi ani rozwiązań. Potrzeba społecznego dialogu i wzajemnego wsparcia w trójkącie rodzic-uczeń-nauczyciel. Bez tej otwartości nic się nie zmieni.

  2. Beata

    Bardzo potrzebna refleksja, Pani Moniko. Zgadzam się, że w oświacie niewiele się zmieni, jeśli nie nastąpią zmiany w mentalności nauczycieli. Nauczyciel to dla mnie ktoś, kto całe życie się uczy, doskonali, rozwija, uczy na błędach, do błędu potrafi się przyznać, najpierw przed samym sobą, potem przed innymi. Potwierdzam, niestety Pani spostrzeżenia, że zbyt wielu nauczycieli cechuje nieuzasadnione poczucie własnej wszechkompetencji, brak refleksyjności, niechęć do zejścia z udeptanej ścieżki. W pokojach słychać narzekania. Nie ma rozmów on tym, co i jak robimy, jak dzialania udoskonalić, co zmienić. Zespoły Rady Ped. nie współpracują w celu ciągłego doskonalenia organizacji proces uczenia się. Zbyt wielu koncentruje się na wyniku, a nie procesie uczenia. Działamy tak jak zawsze , nie pytamy samych siebie czy to działa, nie zadajemy tych pytań uczniom…To znaczy nieliczni tak czynią. By zaszła zmiana, musimy wyznaczyć nowe cele. Spojrzeć krytycznie na samego siebie . Chcieć usłyszeć informację zwrotne o swojej pracy od uczniów i kolegów nauczycieli. Przecież można poprosić koleżankę, by poobserwala moje lekcje i udzieliła mi informacji zwrotnej. Niepotrzebne są lekcję pokazowe. Potrzebny jest głęboki na namysłu nad swoją rolą w szkole. Kim jestem? Co i dlaczego robię? Co mogę robić lepiej? Kto może mi towarzyszyć na drodze zmiany? Jakich sojuszników powinnam pozyskać? Czy mam w sobie mądrą pokorę, a może dziękuję sobie prawo do nieomylności i wszechwiedzy? Czy chcę się uczyć i rozwijać? Prawo oświatowe, np.w kwestii oceniania mamy dobre, a nauczyciele…oceniają w większości tak, jak zawsze…kolekcjonując rzędy cyferek .

    1. Bardzo dziękuję za tę refleksję. Mnie sen spędza z powiek poszukiwanie pomysłów na to, jak można ruszyć ten zasklepiony beton. Piszę, rozmawiam z ludźmi, robię szkolenia i prelekcje, ale wciąż mam wrażenie, że mówię językiem dawno zapomnianej cywilizacji. Rozumie go tylko garstka współplemieńców… 🙁 Dochodzę do wniosku, że tę wielką edukacyjną zmianę trzeba zacząć od…nauczycieli. Tymczasem to grupa, która nie chce zacząć zmian od siebie, nie widzi potrzeby. I kółeczko się zamyka. Jak żyć?

  3. Mirek

    Umarłbym ze strachu, gdybyś miała zrobić mi konsultację metodyczną. 😉 Kocham moją bańkę i nie mam siły, by przyjąć, że jest tylko malutka…
    Po przeczytaniu tego artykułu sądzę, że moja metodyka prawdopodobnie nie osiągnęła jeszcze pełnego poziomu spójności. Poszukiwać muszę sam, bo nasz zawód pozbawiono przywileju superwizji. Hospitacja najczęściej nią nie jest – to zwykła kontrola, której chyba obydwie strony nie lubią. Myślę jednak, że nauczyciel, który poszukuje i popełnia błędy nie jest słabym ogniwem. Wszak od uświadomienia sobie niekompetencji zaczyna się ruch we właściwą stronę.
    Dodam jeszcze, że mam problem z metodykami, bo ja jestem tylko przypadkowym pracownikiem oświaty. Czasem czuję dyskomfort, że nie przeszedłem wymagającego kursu metodycznego i nie rozumiem wszystkich tez o np. o ogniwach, czasem poczytuję to za atut. Bo w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby nauczyciel tworzył magię edukacyjną, a nie odtwarzał zaklęcia. I tu bez refleksji ani rusz.
    I na koniec – świetny tekst, który może dyrektorom przygotować sensowny arkusz obserwacji. Czaruj dalej.

    1. Dziękuję Ci za te słowa. Bardzo mi miło.
      Mirku, Twoja metodyka (podobnie jak i moja) nie są doskonałe. I nie mają takie być. Także nie znam metodyk, nazwisk „wielkich tego świata”. Naprawdę nie ma znaczenia, czy zdalibyśmy egzamin z teorii. Tu raczej chodzi o refleksję, zauważanie błędów, chęć rozwoju, praktykę. A to mamy 🙂 Czarujemy, każdy na swój sposób, pożyczając od siebie zaklęcia. Nie zamykamy się w wieży własnego ego, przyjmujemy inne punkty widzenia i nieustająco się uczymy. <3 Czekam na arkusz obserwacji, bo Twój pomysł bardzo mnie zafrapował 🙂

  4. Dziękuję Ci za Twoje świadectwo nauczyciela. Wielu nauczycieli naprawdę wielu tych problemów nie dostrzega. Gdy rozmawiałem z wieloletnim dyrektorem topowego liceum w Gdańsku to powiedział mi że jedynie 20% nauczycieli lubi uczniów i jednocześnie lubi uczyć. 30% jest rzetelnymi rzemieślnikami, a 50% uczniom szkodzi.
    Jak chcesz to udostępniaj swoje wpisy na 26 tys. grupie FB Szkoła Minimalna, gdzie znajdą na pewno szerokie grono odbiorców.
    Serdecznie pozdrawiam

    1. Dziękuję za uznanie. Obserwuję Szkołę Minimalną, ale nie czuję się tam dobrze. Jak dla mnie za mało tam merytorycznego dialogu, a za dużo wzajemnych pretensji (nauczyciele kontra rodzice i vice versa). Edukacja potrzebuje zaufania i dialogu. Można rozmawiać o problemach, zauważać absurdy, stopniowo wykorzeniać patologię, ale do tego potrzeba pokory wszystkich uczestników życia szkolnego. Potrzeba zmian mentalnych. Przesyłam pozdrowienia i jesteśmy w kontakcie.

  5. Wojtek

    Wszystko pięknie. Ale, kiedy z mojej lekcji wychodzi moja szefowa potrafi pokazać co zrobiłem źle i co zrobiłem dobrze. Potrafi też (czasem) podać przyczyny tego, że to czy tamto mi się nie udało. Owszem nauczyciele są słabi, wypaleni, niedouczeni. Stopień awansu ma się nijak do umiejętności i jakości lekcji. Ale nie są jedynym problemem. Nie wiem czy są najważniejszym problemem.
    Piszę to z perspektywy osoby zajmującej się w ten czy inny sposób ofiarami systemu edukacji.
    I nauczyciela.

    1. Dziękuję za Pana głos. Gratuluję szefowej. Rzeczywistość jest jednak taka, że obserwacje lekcji są rzadkością. U mnie nie było nikogo od 6 lat… Wcale nie uważam, że nauczyciele są jedynym i największym problemem. Akurat jeśli chodzi o edukację to problemów i absurdów wszelkiej maści nam nie brakuje 🙂 Na rozsądne zmiany systemowe nie mamy co liczyć. Pozostaje jedynie omijać „genialne pomysły” decydentów. Ale żeby to zrobić, potrzeba ludzi refleksyjnych, otwartych na drugiego człowieka, rozumiejących po co wchodzą na lekcje.

      1. Wojtek

        Przekażę gratulacje szefowej 😉

Dodaj komentarz