You are currently viewing Dorośli kochają liczby #szkołaodkuchni

Dorośli kochają liczby #szkołaodkuchni

Dorośli kochają liczby. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: „Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?” Oni spytają was: „Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?” Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu. Jeżeli mówicie dorosłym: „Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z pelargoniami w oknach i gołębiami na dachu” – nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: „Widziałem dom za sto tysięcy franków.” Wtedy krzykną: „Jaki to piękny dom!”

Antoine de Saint-Exupery Mały Książę

Liczby

Lubię liczby, a matematyka jest dla mnie królową nauk.  Dzięki niej potrafimy precyzyjnie opisać świat. Bez niej nie byłoby pięknych budowli, idealnie dobranych kolorów farb, leków czy lotów w kosmos. Chcemy czy nie to właśnie liczby są najważniejszym językiem naszej cywilizacji.  Tak, pisze te słowa polonistka, która nie ma matury z matematyki. Pisze je osoba, która zawsze marzyła o nauce astronomii i badaniu gwiazd.

I choć brzmi to kuriozalnie, to właśnie liczby pozbawiły mnie wizji pracy w NASA.  Zderzenie ze stopniami, z matematycznym wyliczaniem setnych części oceny, porażki o pół punktu i za mało o 1% do wymaganego pułapu zamknęły mi drogę w każdym kierunku związanym z matematyką. Czy dlatego, że byłam zbyt tępa, by ogarniać liczby? Raczej nie. Tylko ktoś w dalekiej przeszłości opisał moje zdolności matematyczne cyferkami. Zdyskwalifikował za błąd w obliczeniach. Logikę myślenia ocenił na 0 punktów, bo wyszła z ramek jedynie słusznego sposobu rozwiązania problemu. Postrzępiona łatka humanisty (czyt. kogoś, kto nie ogarnia matmy) powiewała mi na plecach prawie do trzydziestki.

Prawo liczb

Koniec roku szkolnego. Cały rok starałam się wymykać punktom i procentom, ale teraz muszę postawić cyferki. Takie prawo.  Daję jednak uczniom możliwość samooceny, negocjacji i nie trzymam się kurczowo kalkulatora.  Kiedy słyszę, że ktoś w ostatnim tygodniu ma napisać esej albo przyjść do odpowiedzi, bo mu odrobinę brakuje do jakiegoś progu punktowego, mam w głowie jedno pytanie – po co? Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś ma do zaliczenia jakiś fragment wiedzy, który będzie mu potrzebny w dalszej nauce. Ale, wybaczcie, robienia plakatów czy przynoszenia uzupełnionego zeszytu ćwiczeń – nie pojmuję.

liczby

Liczbowa obsesja

Wszędzie to samo. Liczby, liczby, liczby. Niezależnie od środowiska, szkoły, jej poziomu. Uczenie się to zdobywanie ocen. Jak się już ma ten upragniony znaczek w Librusie, można się zresetować i zacząć zdobywać kolejny. Pamiętajcie, każdy z nich jest specjalnie wyselekcjonowany i przypisany wyłącznie do danego przedmiotu.  Tym sposobem można mieć 5 ze sprawdzianu o  powstaniu listopadowym, a za miesiąc nie wiedzieć, w którym wieku takowe było. No, ale matematyka się zgadza. Średnia z ocenionych na punktu sprawdzianów także. Mamy zdolnego ucznia! Dajmy mu jeszcze biało-czerwony pasek na świadectwo i wzorowe zachowanie, bo siedzi spokojnie na lekcji i nie zadaje kłopotliwych pytań.

Szkoła to stara fabryka, gdzie jakość pracownika określała liczba przykręconych śrubek.  Limit osiągnięty – mamy doskonałego fachowca. Nieważne, że nie wie, gdzie jest miejsce „jego” śrubki w całym systemie. Grunt, że perfekcyjnie wykonuje zadanie. Można go więc wystawić do konkursu, by zmierzył się z innymi dokręcaczami śrubek.

Gdybyście nie wiedzieli, szkoła ma tym większy prestiż, im więcej konkursów zaliczy i im więcej ma laureatów. Oczywiście, najlepiej, gdy są to konkursy naukowe, w których zadania z całkowicie zbędnej wiedzy ocenia się zero – jedynkowo. Oooo! Ci, którzy mieli wiedzę i trochę szczęścia w takim konkursie, to dopiero są zdolni! Nieważne, że nigdy nie zastosują wrytych na pamięć informacji. I nie oburzajcie się tym, co piszę. To nie jest tak, że nie doceniam roli konkursów w rozwoju młodych ludzi oraz pracy, jaką wkładają uczniowie w przygotowania. Wszystko jest dla ludzi, ale najpierw trzeba zadać sobie pytanie po co? Czy po to, aby uczeń mógł rozwinąć zainteresowania, czy też po to, by tabelki sprawozdań nie były puste. 

liczby

Wirtualny świat liczb

Jeśli miałabym wskazać obszar życia, w którym matematyka nie działa – wskazałabym szkołę. Liczby służą tutaj manipulacji i tworzeniu nieistniejącego świata. Czy jeśli ktoś ma wysoką średnią, to znaczy, że jest zdolny? A może ma po prostu dobrą pamięć i łatwość rozwiązywania standardowych zadań?  Czy jeśli szkoła ma wysokie wyniki egzaminów, to znaczy, że jest dobra? A może po prostu uczy rozwiązywania testów egzaminacyjnych? Czy jeśli placówka ma wielu laureatów konkursów, to znaczy, że rozwija potencjał uczniów? A może po prostu korzysta z ich wrodzonych/ nabytych wcześniej zdolności? Takie pytania można mnożyć. 

Dla mnie najsmutniejsze jest to, że liczby tak nam przesłoniły świat, że przestajemy widzieć człowieka i zaczynamy działać na jego szkodę. Doceniamy tylko tych, którzy wierzą, że kolejna piątka cokolwiek znaczy. Ich nazywamy zdolnymi. I bardzo często utwierdzamy w przekonaniu, że rzeczywiście tacy są.  A to właśnie oni najczęściej nie mają podstawowych kompetencji, gdy przyjdzie się mierzyć z realnym światem. 

Skreślamy tych, którzy nie dosięgają do wyznaczonego minimum i mają inne predyspozycje niż nauka przedmiotów ogólnych. Czasem mistrzowie rzemiosła,  wyjątkowi artyści, uzdolnieni sportowcy albo osoby, które po prostu lubią pracę fizyczną. Wirtualny świat cyferek wmawia im, że są do niczego i wypluwa gdzieś na margines, gdzie niekiedy latami szukają swojego miejsca. 

I wreszcie mamy tych „średnich”, których system edukacji zostawia w spokoju. Nie trzeba im poświęcać uwagi, bo ani nie generują problemów w matematycznych zestawieniach na koniec roku, ani nie przyniosą szkole chluby w konkursach. Noszą sobie ze spokojem etykietki „trójkowych” i „czwórkowych”. Część z nich uwierzyła w napis na plecach i w to, że wyżej nie podskoczą. Inni świadomie nie biorą udziału w wyścigu po cyferki. Zaliczają materiał i tyle. Ich zdolności w żaden sposób nie wpisują się  do średniej, więc albo ich nie rozwijają albo działają poza szkołą. 

Zrozumieć liczby

Jeśli szukalibyśmy najlepszego systemu oceniania, spędzilibyśmy całe życie na zabawie w ciepło – zimno. Nie ma jednego, idealnego sposobu oceny drugiego człowieka. Każda technika ma swoje plusy i minusy. Wszystko zależy od celu, jaki sobie postawimy. Jeśli potrzebujemy w miarę precyzyjnej informacji o poziomie spełnienia wymagań edukacyjnych, matematyczne wyliczenie wyników egzaminów będzie jak znalazł. Pytanie tylko,  czy dana osoba rzeczywiście powinna iść na konkretny profil do LO. 

Jeśli chcę pokazać uczniom, jaki poziom wiedzy osiągnęli w odniesieniu do siebie nawzajem i średniej klasy – wybiorę ocenę procentową. Widzę ją także jako komponent czegoś, co opisałam jako Certyfikat Kompetencji Edukacyjnych [tutaj]

Nauka nie polega jednak na ciągłym patrzeniu w rankingi. Nie opiera się ani na karaniu za błędy, ani na bezmyślnym wkuwaniu tylko po to, by otrzymać odpowiednio wysoką cyferkę. Dla mnie uczenie to przede wszystkim pokazanie młodym ludziom złożoności świata i tego, że wiedza to niekończąca się sieć powiązań, która z pasją można odkrywać całe życie.  Zależy mi, aby na moich lekcjach nie tylko uczyli się terminów literackich i odpowiedzi na pytania egzaminacyjne. Chcę, aby kształtowali motywację wewnętrzną, byli zaangażowani, odpowiedzialni i ciekawi świata. Zależy mi, aby łączyli kropki

Pogoń za średnią, rankingi, rywalizacja są dobre w sporcie. W edukacji i życiu istotne są umiejętności i otwarty umysł, wyznaczanie nowych ścieżek, a nie spacerek deptakiem. Świadomie rezygnuję z cyferek, z oceniania stopniami, bo nie chcę nikomu zamykać drzwi do lotu w kosmos z NASA.

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Anna

    Wspaniały artykuł!!
    Daje dużo do myślenia!
    Cieszę się, że wróciłaś do pisania bloga❤️

Dodaj komentarz